Po wojnie dłużej u władzy utrzymywali się tylko Konrad Adenauer i Helmut Kohl. Także w tym roku Merkel wygrała kolejne wybory. Tyle że rozmowy koalicyjne właśnie się załamały. Do Bundestagu weszło więcej radykałów (i z lewej, i z prawej) niż kiedykolwiek, a poprzedni koalicjant (SPD) odnotował najgorszy wynik wyborczy w historii. Teraz Merkel czekają rządy mniejszościowe albo coś, co w najnowszej polityce niemieckiej nie miało precedensu – kolejne wybory. Pani kanclerz bardzo długo uciekała od odpowiedzialności za polityczną destabilizację, którą w Niemczech i Europie spowodowało otwarcie granic dla imigrantów w 2015 r. W końcu jednak ciężar tej decyzji ją dopadł, bo to właśnie migracja i kwestia łączenia rodzin miały przekreślić koalicję. Pozycja Merkel jest przy tym zbyt silna, by ktoś w CDU miał ją po prostu obalić. Jakimś rozwiązaniem byłaby dymisja na rzecz osoby mniej obciążonej wizerunkowo, chociażby Ursuli von der Leyen. Pytanie, czy Merkel już do tego dojrzała.