W PO był wszak wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego – mówiło się, że tam, gdzie Donald Tusk nie chce brudzić sobie rąk, pośle w białych rękawiczkach Palikota. Z niezwykłą determinacją obrzucał błotem Lecha Kaczyńskiego, robiąc z niego alkoholika. Do historii wulgarności politycznej w III RP przeszły słowa o tym, że trzeba prezesa PiS „wypatroszyć”. Później Palikot poszedł swoją drogą – założył własny ruch, ale zawsze ideowo był bliski PO.
Niedziwne więc, że czołowe postacie z tamtego okresu są dziś ogniwami KO – by wspomnieć o Barbarze Nowackiej, dewastującej polską edukację, czy też Andrzeju Rozenku, bywalcu imprezy na Wałdaju z gościem specjalnym, Putinem. Kiedyś śp. Jadwiga Staniszkis w TVN24 na żywo rzuciła do Palikota, że jest frajerem. Wprost i bez ogródek. Miała rację, a finał jego historii widzimy na przykładzie zatrzymania i zarzutów za wielomilionowe przekręty. Jedyne, co ma na swoją obronę, to złamanie tajemnicy adwokackiej przez bodnarowską prokuraturę. Trochę mało.