Wychowałem się na „Pieśni o żołnierzach z Westerplatte” Gałczyńskiego, napisanej na gorąco, we wrześniu 1939 r. Nawet dziś, gdy wspominam te strofy – czuję ucisk w gardle. Jakim trzeba być ignorantem (zaprzańcem?), by odmawiać bohaterom Morskiego Batalionu godnego upamiętnienia? Jak można gloryfikować Wolne Miasto Gdańsk, którego władze odpowiedzialne były za masowe mordy Polaków i Żydów (Piaśnica itp.)?
Kim są ludzie (Dulkiewicz, Scheuring-Wielgus, Pomaska et consortes), którym wadzi propolska narracja Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku? To głupota, zapiekłość polityczna czy już zdrada? Do rangi symbolu urosły słowa JP II z 1987 r.: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. [...] Jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić. [...] W sobie i wokół siebie...”.