Kilku Czytelników wyraziło oczekiwanie, że wypowiem się na temat filmu Agnieszki Holland. Szczegółowej analizy „Zielonej granicy” już dokonano po prawej stronie, a abym ja to mógł zrobić, musiałbym go obejrzeć w całości, czego czynić nie zamierzam dla zasady, bo nie chcę propagować zła, dokładając pieniądze z biletu.
Wyznania dwu czarownic
Szanuję ludzi dla naszego dobra czyszczących kloaki z twórczości różnych artystów, ale po co się babrać w odmętach duszy nienawistnicy, gdy sama je ujawniła. I nie chodzi o neobolszewickie poglądy Holland, ale uznanie za dozwolony środek usunięcia przeciwników politycznych przez uśmiercanie ich, co świadczy o świadomym oddaniu się złu. W lipcu 2018 r. przyjaciółka reżyserki, także ziejąca nienawiścią do prawicy, pisarka Maria Nurowska na swej fejsbukowej stronie oświadczyła: „Stało się, zrobiłam laleczkę prokuratora Piotrowicza i wbijam w nią szpilki. Jego dni są policzone… To się dzieje natychmiast, albo bardzo powoli, ale dolegliwie!”.
Tu włączyła się Holland, dzieląc się swoimi doświadczeniami: „Marysiu, ja to zrobiłam w młodości 2 razy, za każdym razem ze skutkiem śmiertelnym. Obiecałam sobie i mojej córce, że już nigdy żadnego voo-doo nie wykonam. Jestem przeciwna karze śmierci!” – napisała do Nurowskiej, która uznała to za aplauz dla idei uśmiercenia Piotrowicza: „Jest bardzo skuteczny, zamordysta, to co on wyprawia w Komisji Sprawiedliwości, nie ma na to określenia. Więc ja jestem za laleczką voo-doo, nie musi od razu zabijać, wystarczy mały wylew i paraliż”.
Przewrotny żarcik nie dla prostaczków
Te wyznania artystek posłanka-prawnik Krystyna Pawłowicz skomentowała: „Jakaś czarownica voo-doo Nurowska z nieprzytomnym wyrazem twarzy chwali się, że wbija szpilki w kukłę posła Stanisława Piotrowicza z życzeniem udaru/zawału dla niego. A Holland mówi, że 2 razy w ten osób ZABIŁA 2 osoby! I to są te lewackie »elity«... Dobrze, niech maski spadają!”.
Gdy panie zorientowały się, że odbiór społeczny ich pomysłów jest negatywny, zaczęły udawać, że to tylko takie wyrafinowane żarciki, niedostępne umysłowości ciemniaków z prawicy.
Holland szydziła: „Maria Nurowska rozpoczęła na swym Facebooku podszytą czarnym humorem zabawę na temat używania w celu karania szkodliwych dla kraju i przestępczych polityków magii voo-doo. Każdy z uczestników tych przekomarzanek, łącznie z moją osobą, rozumiał świetnie konwencję. Ale nie media publiczne i nie pani Pawłowicz. Biedacy, wzięli na poważnie również mój komentarz mówiący o poważnych skutkach moich szamańskich działań w odległej przeszłości. Jakże mocna i jakże antychrześcijańska musi być wiara posłanki Pawłowicz w czarną magię! I jak dojmujący musi być jej strach przed nieuniknioną karą! Ciekawy przyczynek do badań nad mentalnością czołowych cyngli PiS-u... Na ich użytek stwierdzam z całą powagą: voo-doo i czarnej magii nie uprawiam i nigdy nikogo nie ZABIŁAM. Ale bać się powinni, bo bezkarność za łamanie konstytucji, likwidowanie demokracji w Polsce, niszczenie wspólnoty narodowej i tkanki społecznej, szkół, stadnin koni, instytucji kultury, lasów, armii, sądów, mediów publicznych, parlamentaryzmu, za nieustanne kłamstwo i pogardę, za wprowadzania naszego kraju w objęcia Putina, jest chwilowa”.
Mnie jakoś nie przekonała i uważam, że zamiast tego, bym ja się miał zajmować poglądami takich tytanów intelektu jak obie panie, powinni się nimi zająć psychiatrzy i egzorcyści.
Watykańskie splendory
A tu dowiadujemy się, że kłamliwa „Zielona granica” Holland zostanie zaprezentowana w Watykanie! Mało tego, 13 listopada reżyserka ma za nią odebrać w Filmotece Watykańskiej Nagrodę Specjalną Fuoricampo Tertio Millennio Film Fest. Nagroda Fuoricampo przyznawana jest filmowi, który „potrafił lepiej niż jakikolwiek inny wskrzesić i wyrazić poszukiwanie najgłębszego sensu życia oraz wstrząsnąć sumieniami poprzez ujawnienie tego, co w cieniu, i wydobycie na światło tego, co można odkryć w ludzkiej duszy poza ekranem”.
Jak z satysfakcją podaje dystrybutor filmu, w wydarzeniu mają uczestniczyć wysocy przedstawiciele duchowieństwa Kościoła, a i polscy duchowni oraz publicyści katoliccy piszą o dziele Holland „w samych superlatywach”, bo Tomasz Terlikowski uznał film za „ważną lekcję chrześcijaństwa w niełatwych czasach”, z kolei dominikanin Tomasz Dostatni za „głęboko chrześcijański, ponieważ opowiada o przemianie zła w dobro”. Logiczny stąd wniosek, że owi „katolicy” pewnie i dźganie laleczki w ramach czarnej magii uznają za „przemianę zła w dobro”.
Tę drogę przetarł już Pasolini
Ale i to już było. Brutalny, zboczony seks wraz ze skrajnym lewactwem i świętokradczym drapowaniem jednego i drugiego w szaty „antyfaszyzmu” i „sztuki chrześcijańskiej” to znak firmowy słynnego reżysera Piera Paola Pasoliniego, w młodości wyrzuconego z posady nauczycielskiej za uwiedzenie trzech uczniów, a mimo wyrzucenia w wieku dojrzałym także z Włoskiej Partii Komunistycznej, do śmierci wiernego i marksizmowi, i zboczeniu. I to właśnie przyniosło mu światową sławę dzięki wpływowej lewacko-tęczowej klice krytyków. Polski portal filmowy tak reklamuje bluźnierczy „Twaróg” Pasoliniego, jedną z nowel filmu „Rogopag” z 1963 r.:
„Przepyszna satyra na związki kina i religii. W dziele Pasoliniego aktor grający rolę Jezusa w filmie pasyjnym umiera na krzyżu z przejedzenia. Po premierze »Twarogu« wielokrotnie oskarżany o bluźnierstwo autor »Teorematu« po raz kolejny stanął przed sądem i został skazany na cztery miesiące więzienia. Po wyjściu na wolność Pasolini z właściwą sobie przewrotnością postanowił nakręcić film skrajnie odmienny od poprzedniego. W tym celu zrealizował »Ewangelię według Mateusza«, która uzyskała błogosławieństwo kręgów kościelnych i spodobała się samemu papieżowi Janowi XXIII”.
Zgubna wiara w nawrócenie marksisty
Pasolini bezczelnie zadedykował swoje dzieło papieżowi, w którym lewaccy intelektualiści widzieli tak pożądanego destruktora katolickich kanonów przez „postępowe reformy” II Soboru Watykańskiego. „Jezusa” zagrał kierowca ciężarówki, kolejny z homoseksualnych kochanków Pasoliniego obsadzanych w jego filmach. O stopniu naiwności papiestwa w stosunku do komunizmu, wedle Józefa Mackiewicza wręcz zbrodniczej, świadczy fakt, że Watykan nie tylko przyjął dedykację z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale w swoich mediach polecał obraz katolickiej publiczności jako dzieło nawróconego marksisty, a na festiwalu weneckim (ach ta Wenecja!) w 1964 r. Pasolini otrzymał Nagrodę Katolickiego Biura Filmowego. Potrzeby choćby pozornego nawrócenia się reżysera z pederastii papież najwyraźniej nie widział.
W 2018 r. Franciszek uznał tę zgoła nieświętą „Ewangelię” za najlepszy w historii film o Jezusie Chrystusie. Może niebawem dopatrzy się ewangelicznej przypowieści także w ostatnim pornobluzgu artystycznym Pasoliniego, „Salo – 120 dni Sodomy”, którego premiery reżyser nie dożył, zamordowany przez kolejnego z kochanków.
Ciekawe, czy teraz papież zechce uhonorować reżyserkę Holland przyjęciem na osobistej audiencji, jak pewną posłankę Lewicy w towarzystwie oszusta fałszywie oskarżającego księdza o molestowanie, którego to łotra wzruszony Franciszek pocałował w rękę? A co, oszczerca gorszy od oszusta? Za błogosławieństwo dla swego paszkwilu „filmowczyni” mogłaby podarować papieżowi na pamiątkę jakąś laleczkę w zestawie ze szpilkami… przedstawiającą „Kaczora-Dyktatora”. A może mnie? A może Ciebie, Czytelniku?