Kolejni działacze z resortowych rodzin będą doszukiwać się w swoich drzewach genealogicznych przodków walczących ze wszystkimi możliwymi okupantami, a dotychczasowe feministki zaczną głosić potrzebę rozciągnięcia programu „Rodzina 500+” także na nienarodzone dzieci. Wymyślam sobie? A skąd. Wraz z degrengoladą opozycji i wyraźnym przesunięciem się PiS po rekonstrukcji w stronę centrum rośnie zastęp „nawróconych”, dla których owo nagłe nawrócenie staje się ostatnią deską ratunku przed nadchodzącą z dużym prawdopodobieństwem klęską w wyborach (póki co samorządowych). Już teraz nie brak takich, którym „zawsze przeszkadzał skręt na lewo” i dziś gorączkowo szukają, jak odbębnić czyściec polityczny i odnaleźć się (koniecznie jeszcze przed wyborami) w obozie Dobrej Zmiany. Wyraźnie widać, że służy temu partia „Porozumienie”, której założycielem jest Jarosław Gowin, a do której co rusz przechodzą kolejni „nawróceni” politycy Platformy i Nowoczesnej z politycznego centrum i regionów. Przechodzą, bo widzą, że brak jakiegokolwiek pomysłu na siebie może za chwilę ograniczyć wpływ partii opozycyjnych do minimum. A minimum wszystkich nie pomieści. To oczywiście wyzwanie dla kierownictwa PiS. Otorbienie obozu Dobrej Zmiany kolejnymi „nawróconymi” może poskutkować sytuacją, w której wszystkie te nowe, dziś chwalące w niebogłosy „dobre zmiane”, często przecież rozpoznawalne gęby trzeba będzie wykarmić i znaleźć im zajęcie. Co wówczas ze wszystkimi, którzy na sukces prawicy ciężko pracowali i pracują?
Warto pamiętać, że polityka „otwartych drzwi” nie sprawdza się także w wypadku uchodźców politycznych.