Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Jerzy Lubach
30.04.2023 10:00

Mongolia, moja miłość!

Bez żartów! Jako młodzian pochłonąłem jednym tchem przedwojenne wydanie, w PRL zaciekle tępionej, wspaniałej opowieści Ferdynanda Ossendowskiego „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” i na zawsze zakochałem się w tej krainie mitycznej, bo nie dość że położonej na krańcach świata, to całkowicie niedostępnej dla zwykłego Polaka, choć też należała do „rodziny państw socjalistycznych”.

Jako dokumentalista wiem, że życie obfituje w zdarzenia, które przez scenarzystę fabuły uznane byłyby za zbyt nieprawdopodobne: czyż czytając o ostatnim chanie Mongolii, szalonym baronie Ungernie, mogłem przypuszczać, że kiedyś Mongoł uratuje mi życie w stolicy imperium rosyjskiego?…

Na Uniwersytecie Warszawskim zgłębiałem dzieje największego imperium świata stworzonego przez Temudżina, znanego jako Czyngiz-chan. Obejmowało ono nie tylko pół Azji z Chinami włącznie, ale także Ruś i Persję. O Polskę najazd mongolski zaledwie się otarł, gdyż po podboju Rusi ich celem stały się Węgry, więc poza bitwą pod Legnicą w 1241 r. więcej krwi napsuli nam ich następcy ze Złotej Ordy, Tatarzy.

W nader zafałszowanej historiografii rosyjskiej tzw. „jarzmo mongoło-tatarskie” stanowiło główne nieszczęście Rusi, z którego wyzwoliła go dopiero Moskowia po bitwie na Kulikowym Polu w 1380 r. W istocie dzięki przyznaniu władcom ułusu czyli prowincji moskiewskiej statusu „wielkiego księcia” na mocy jarłyku chana, ponad 200 lat panowania mongolskiego zaowocowało wzmocnieniem się Moskwy i jej późniejszymi podbojami innych ziem ruskich.

Dzięki szowinistycznej wersji historii w podręcznikach szkół i carskich, i sowieckich, skryta nienawiść do Mongołów przetrwała w Rosji aż do naszych czasów, co mogłem obserwować podczas moich studiów filmowych w Moskwie. Kolega z roku Davaasuren, nieraz mi opowiadał o wrogim stosunku Rosjan wobec jego rodaków, a sam widziałem dosłownie znęcanie się nad nimi na granicy przez sowieckich celników, prezentujących wręcz rasizm.

Wracając kiedyś nieco chwiejnym krokiem do akademika, naraz znalazłem się w otoczeniu podpitych chuliganów. Na ogół nie napadali oni na cudzoziemców, gdyż groziły za to drakońskie kary, ale ci najwyraźniej o to nie dbali. Nagle zza rogu pojawił się Davaa ze swoim rodakiem z operatorskiego, Gambą i ruszyli mi na pomoc. Tłustawy Gamba wdarł się w krąg żuli i po chwili byłem świadkiem swoistego remake’u słynnej sceny z filmu „Rudobrody” Kurosawy, gdzie Toshiro Mifune, grający lekarza - mistrza judo, uczciwie uprzedza napastników, że wszystkim po kolei połamie kości. Gamba wprawdzie nic nie mówił, ale poruszając się z błyskawiczną szybkością, w parę minut powywijał stawy rąk w odwrotną stronę ośmiu rosłym drabom. Jak się okazało, był mistrzem dawnej mongolskiej sztuki walki. Ja mam więc osobiste powody sympatii dla tego stepowego ludu, ale czego tam szukał prezydent, Andrzej Duda podczas niedawnej wizyty?

Kojarząca się nam raczej z bidą Mongolia to w istocie skarbnica cennych kopalin, węgla, miedzi, żelaza, cynku, ale także srebra i złota, a nawet wolframu i uranu, tyle że skarbnicą tą była nie dla siebie, a dla Sowietów. Dzięki wyzwoleniu się spod kurateli Moskwy dziś kraj czerpie już jedną trzecią dochodów z eksportu tych bogactw i aż 73 proc. inwestycji zagranicznych ulokowanych jest w sektorze wydobywczym. Nic więc dziwnego, że prezydentowi RP towarzyszyły delegacje polskich przedsiębiorstw. Moją uwagę zwróciła umowa pomiędzy Państwowym Instytutem Geologicznym a Państwową Służbą Geologiczną Mongolii, a jej ważność podkreślił i prezydent Duda:

„Chcemy współpracy z Mongolią w przyszłości, stąd podpisane dzisiaj umowy międzynarodowe, m.in. jeżeli chodzi o surowce krytyczne, ich wspólne poszukiwanie. I w przyszłości, mam nadzieję, także wydobycie. To są dzisiaj kwestie niezwykle ważne dla rozwoju nowoczesnych technologii na świecie. W tym zakresie także chcemy współpracować”.

Wziąwszy pod uwagę, że w rosnących obrotach Mongolii z UE, które w 2021 r. przekroczyły 73 mld euro, eksport z Polski stanowił 71,5 mld euro (!), a w ubiegłym roku wzrosły aż o 20 proc., wypowiedzi obu prezydentów o świetnych perspektywach współpracy trudno uznać za kurtuazję.

Interesu będzie pilnować odtworzona ambasada RP, którą w 2009 r. zlikwidował minister Sikorski, uznając Mongolię za kraj nieważny dla polskiej polityki zagranicznej. Miał szczęście, że nigdy się nie natknął na mojego druha Gambę!

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane