Tusk pokazuje, kto jest wrogiem, tłumaczy, czemu należy go nienawidzić, i wyraźnie sugeruje, że każdy, kto przeciw niemu, będzie musiał liczyć się z konsekwencjami. Spotkania te służą jedynie nakręcaniu hejtu. Jednocześnie, o dziwo, posiadają one dość istotną wartość poznawczą, pozwalają bowiem z bliska przyjrzeć się temu, jak tworzona jest propaganda PO i jaki świat jest przez nią kreowany. Na jednym z ostatnich tego typu „wydarzeń” z ust Tuska padły następujące słowa: „Nazizm nie zaczął się od komór gazowych, (…) zaczęło się od złego słowa (…). Każdy, kto zna trochę historię wojny rosyjsko-ukraińskiej i napaści Rosji na Ukrainę, wie, ile słów w mediach publicznych rosyjskich pełnych pogardy, poniżających słów nienawiści padło, zanim do tej wojny doszło”. Wypowiedź tę można komentować na wiele sposobów. Że nazizm naprawdę nie zaczął się od złego słowa, że to nie „złe słowo” umożliwiło Rosji najazd na Ukrainę, tylko niemiecka polityka uzależniania Europy od rosyjskiego gazu i pompowania miliardów w Putina, którą Tusk sam firmował. Najbardziej uderzająca w słowach byłego premiera nie jest nawet kwestia „faktów”, które on przedstawia, tylko niebywale dziecinny ton. Przecież tego typu mądrości, taki dobór słownictwa to rzecz, której oczekiwalibyśmy od emocjonalnie nakręconego przedszkolaka, nie od polityka.
Na tle Tuska nawet Hołownia wypada „dojrzalej”. Tusk traktuje swoich odbiorców jak niezbyt lotne dzieciaki. Taka jest dziś podstawowa cecha przekazu PO. Niebywała wręcz infantylność, przemieszana z histeryczną emocjonalnością. Celem jest stworzenie zdziecinniałego obrazu świata, w którym odbiorca nie będzie potrafił rozpoznać elementarnych ciągów przyczynowo-skutkowych. Gorzej, że ta infantylność dotyka także spraw, jak w przytoczonej wypowiedzi Tuska, bardzo poważnych, jak chociażby ludobójstwa dokonywanego przez Putina na Ukrainie.