Jeszcze zabawniejsze okazały się próby obrony tego typu patologii. Ich śmieszność nie szła, niestety, w parze z oryginalnością. Dostaliśmy więc wyświechtane slogany o tym, że niektórym wolno więcej, bo walczą o praworządną Polskę (wolną od PiS-owskiego reżimu), bo są dobrem narodowym, bo są wybitnymi jednostkami z dorobkiem, który będzie budował świadomość przyszłych pokoleń (co w wydaniu Lisa czy Kraśki brzmi szczególnie zabawnie). Karolina Piotrowska za to próbowała tłumaczyć swoich kolegów i koleżanki bardziej religijnie, twierdząc, że po prostu wszyscy mobbowali, wszyscy są winni i wszyscy powinni się wzajemnie przeprosić. Głupota goniła głupotę, absurd gonił absurd.
Przypadkowy obserwator tego cyrku miał naprawdę dużą frajdę. Póki nie zdał sobie sprawy, że za tym maglem stoi realna krzywda całej rzeszy ludzi, którzy mieli pecha trafić na tę zgraję bufonów i egotyków. Pytanie, skąd aż taka degeneracja? Patologie te nie wypływają z deklarowanych przez przedstawicieli tego środowiska poglądów. Problem jest głębszy a zarazem prostszy. Okazuje się, jeśli tylko trochę „podrążyć” każdą z wymienionych na początku felietonu spraw, to mają one tę samą praprzyczynę. Ci ludzie byli po prostu przekonani o swojej boskości i nieomylności. Czuli, że im wolno więcej, bo są członkami prawdziwej elity, ludźmi wyjątkowymi. To na takich jednostkach opiera się PO, to z nich robi autorytety i celebrytów. Takich też ludzi szuka. Tych, którzy czują się lepsi od reszty Polaków, chociaż ich zachowania pokazują, że to od nich powinna czuć się lepsza większość siedzących pod monopolami meneli.