Chodziło o pamflet, który na rzecz Krzyżaków napisał pewien niecny dominikanin – Jan Falkenberg. W tej szkalującej Polaków broszurce (tak to nazwijmy) przedstawiał nas z jak najokropniejszej strony, nawiązując zresztą do grunwaldzkiej bitwy. Według krzyżackiego propagandzisty byliśmy poganami, a w wojsku polsko-litewskim to przed starciem na polach Grunwaldu nawet poświęcano woły różnym bożkom. Pamflet ów krążył po Europie i robił nam koło pióra.
Na soborze w Konstancji doszło do odwetu – w szranki stanął Paweł Włodkowic, który w piękny sposób nie tylko odbił krzyżackie zarzuty, ale wręcz wykazał, iż to Krzyżacy ewangelizują pogan w brutalny sposób, nie mający nic wspólnego z chrześcijańską misją. To oni palą, zabijają, rabują, nawracają mieczem a nie pastorałem.
Polacy zaś tworzą z Litwinami wspólnotę opartą na wywiedzionej z Ewangelii miłości. I stosują inne metody niż miecz, by chrystianizować.
Tak to właśnie, już na początku wieku XV, doszło do zderzeń dwóch wizji budowania wspólnoty różnych ludów w Europie. Jedną była wizja niemiecka – czyli droga miecza, drugą zaś droga polska, prawdziwie Chrystusowa.
Od wiktorii od Grunwaldem i od soboru w Konstancji minęło ponad 600 lat – a jak się nadal wydają adekwatne do aktualnej sytuacji owe różnice w sposobie patrzenia na politykę zagraniczną. Niemcy nadal są drapieżni (chociaż ustrojeni w gołębie piórka), Polska zaś stanowi spokojne centrum Europy oparte na prawdziwych wartościach. Rzeczpospolita teraz, jak przed wiekami, miecz kieruje zawsze w stronę tych, którzy naprawdę tego potrzebują, ten miecz ma chronić słabszych i niesprawiedliwie ciemiężonych.