Przypomnieć trzeba, że uwieczniana przez słynnych malarzy (choćby przez Pietera Bruegela Starszego) owa utopijna „Kukania” to miejsce pełne absurdów i dziwactw.
Pola zbóż mają ogrodzenia z kiełbas. Tak gdzieś trzy razy na tydzień z nieba pada deszcz kiszek. Na ulicach wszędzie stoją stoły z żarciem, a rzeki są pełne wina. Jest również rozwiązany problem budownictwa – domy są zbudowane z placków i z mięsa. Wszystko to bardzo piękne, lecz finał i pointa są oczywiste, niczym koniec wierszyka Brzechwy o „Wyspach Bergamutach”… „i tylko wysp tych nie ma”.
Zapewne zwolennicy „kolacji anypisowskiej” już niedługo przekonają się, że Tusk obiecywał „Krainę Pieczonych Gołąbków”, i tylko jej… nie ma. Bo wszystko było „przenośnią”. W końcu, jak dowiedzieliśmy się z jednego wywiadu radiowego, Tusk nie pojechał następnego dnia po wyborach załatwiać środki z KPO, gdyż jego obietnica „była przenośnią”. I tak pewnie ileś jeszcze razy usłyszymy o „przenośniach”, „przejęzyczeniach”, „metaforach” itd. Ale ileś „marzeń” zapewne się spełni. Zakaz handlu w niedzielę zostanie zniesiony i osoby zatrudnione „na kasach” wrócą, szczęśliwe, do niedzielnej roboty, zamiast nudzić się w domu z rodziną.
Zostanie ukrócone też wszelkie „rozdawnictwo”, jak chce Hołownia. Zamiast silnych związków ze Stanami Zjednoczonymi, umocni się nasz stosunek z Berlinem. Będziemy szczęśliwi, weseli. I nareszcie polubią nas w Europie, a Tomasz Lis wróci do telewizji.