To, co wydarzyło się w sprawie senatora Koguta, powinno być lekcją poglądową dla wszystkich zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych i uniezależniania deputowanych od kierownictwa partyjnego. Jak wiadomo, Senat składa się właśnie z reprezentantów wybieranych jednomandatowo. W efekcie są to często lokalni bonzowie, którzy trzęsą swoimi okręgami, bywa, że za pomocą niejasnych układów. Sprawia to też, że senatorowie są bardziej potrzebni partii niż partia im. Czy to dobrze? Sprawa Koguta pokazuje, że w polskich realiach, i w połączeniu z takimi wynalazkami jak immunitet, skutki są wręcz fatalne. Senatorowie wykazują silniejszą niż posłowie solidarność środowiskową i nie przejmują się zbytnio ani partią, ani krajową opinią publiczną. Wystarczy przecież, że po raz enty zdominują swój okręg. Całe szczęście, że to nie naczelny jowista RP Paweł Kukiz pisał naszą konstytucję. Inaczej również i w Sejmie piałyby same koguty.
Kogut a JOW-y
Jak to możliwe, że senatorowie partii kierowanej podobno żelazną ręką zagłosowali wbrew wyraźnym życzeniom kierownictwa? Dlaczego Stanisław Kogut zachował immunitet i nie zostanie zatrzymany przez prokuraturę?