Jako, że żyjemy w różnych bańkach, a jedne często nie wiedzą nic o tym, co dzieje się w drugich, to zacznę od przypomnienia, czego dotyczyły wspomniane badania. IPSOS zadał ankietowanym pytanie, kto jest dla nich autorytetem moralnym. Możliwe odpowiedzi były następujące: Papież Franciszek, polscy biskupi, ksiądz w parafii i żaden z nich. Odpowiedzi szczególnie nie zaskoczyły. Autorytetem moralnym tylko dla 2 proc. respondentów są polscy biskupi, a dla 14 księża z pobliskiej parafii. Najlepszy wyniki ma papież Franciszek (48 procent).
Dlaczego odpowiedzi te ani mnie nie martwią, ani nie zaskakują? Odpowiedź jest prosta. Otóż tak się składa, że po pierwsze księża czy biskupi nie mają być autorytetami moralnymi. Ich rola jest zupełnie inna. Kategoria „autorytet moralny” jest zdecydowanie postchrześcijańska i laicka, i niewiele ma wspólnego z chrześcijańskim myśleniem. Rolą duchownych jest sprawowanie sakramentów, głoszenie Ewangelii, a nie bycie „autorytetami”. Oni mają się umniejszać, by Chrystus mógł się objawiać (por. J 3, 30).
Ale jest drugi powód, istotniejszy dla którego badania te mnie nie martwią. Jest nią ich metodologia, a konkretniej wskazane odpowiedzi. „Autorytetem moralnym” można być tylko jednostkowo. Jednostka jest autorytetem, a nie grupa. I właśnie jedyna wymieniona w badaniu jednostka zebrała najwięcej głosów pozytywnych. Gdyby wymienić konkretnych biskupów, czy konkretnych księży (niekoniecznie parafialnych, ale tych, których ludzie znają) to wyniki wyglądałyby inaczej. I jeszcze bardziej rozkładałyby się odmiennie w różnych grupach. Jeśli jednak zadajemy pytania grupowo, to nie zaskakuje, że „grupy” nie zbierają wysokich ocen. Identycznie tak samo byłoby, gdyby zadać pytania o polityków. Gdyby ludziom zadać pytanie, czy „posłowie są dla nich autorytetem moralnym”, czy „posłowie z waszego okręgu są dla was autorytetami moralnymi” - to wyniki byłyby także dramatyczne. Dlaczego? Dlatego, że zapewne jedni z polityków są przez jednych szanowani, a przez innych nie. Ogólnie nie da się więc odpowiedzieć na to pytanie. Z księżmi czy biskupami jest tak samo.
Nie jest jednak tak, że w badaniach tych nie ma nic istotnego. Jak sądzę, Kościół powinien niezwykle mocno uświadomić sobie, że czas zbiorowego autorytetu duchownych czy biskupów już się skończył. Z samego bycia księdzem czy biskupem niewiele dla innych (nawet tych deklarujących się jako wierzący) wynika. Na autorytet - zawsze osobisty - trzeba sobie zapracować.
Klerykalizm - choć nadal ma się nieźle w myśleniu ludzi Kościoła - umiera na naszych oczach, co pokazują te statystyki, jako znaczący czynnik społeczny.