Czy chcemy, aby Bruksela mogła narzucić nam przyjmowanie nielegalnych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu? Czy chcemy, aby bariera na granicy z Białorusią, która chroni nas przed zalewem nielegalnych migrantów ściąganych przez Alaksandra Łukaszenkę, została rozebrana? Między innymi o te dwie kwestie zostaną zapytani Polacy 15 października. Sprawy te są bardzo ważne z punktu widzenia przyszłości naszego kraju, ponieważ podejście do nielegalnej imigracji zdecyduje, czy Polska będzie pierwszym, czy może jednak trzecim światem. I choć wśród Polaków opinie w tej kwestii są dosyć podobne (niechęć do nielegalnych migrantów, przede wszystkim muzułmańskich), to duża część polskich polityków nadal jest w stanie zgodzić się na dyktat woli Brukseli. Niestety dla części polskich elit politycznych ważniejsze jest wsłuchanie się w zagraniczne głosy niż opinie polskiego społeczeństwa. I jeśli ta grupa polityków dojdzie do władzy, to nasza przyszłość może być opłakana.
Migracje zmieniają historię
Migracje towarzyszyły ludzkości od zarania dziejów. Masy ludzkie przelewały się przez rzeki, góry, stepy, a nawet pustynie i oceany. Wielkie wędrówki ludów z końca starożytności doprowadziły do upadku Imperium Rzymskiego. Migracje Arabów z początku średniowiecza doprowadziły do islamizacji Półwyspu Iberyjskiego na wiele wieków, podobnie jak przemieszczanie się ludów tureckich spowodowało islamizację Bałkanów. Migracje z Europy do Ameryki w czasach nowożytnych doprowadziły do wielkich zmian w składzie ludnościowym zachodniej półkuli. Dość powiedzieć, że pierwotni mieszkańcy obu Ameryk, czyli Indianie, stanowią na tych kontynentach prawie wszędzie mniejszość. I to czasem sięgającą zaledwie kilku procent. Historia pokazuje nam wyraźnie, że migracje mogą radykalnie zmienić charakter nawet całych kontynentów.
Ale jest jeden aspekt, o którym się nie mówi w kontekście tegoż procederu. Chodzi mianowicie o to, że ludy przybyłe na nowe ziemie często niewoliły rdzennych mieszkańców. Najlepszym przykładem jest Ameryka, gdzie Indianie w koloniach hiszpańskich zostali zepchnięci na margines i zagonieni do pracy w kopalniach i latyfundiach. Do dzisiaj w większości krajów obu Ameryk ich pierwotni mieszkańcy żyją na marginesie, są wykluczani, często zepchnięci do rezerwatów. Przykładów zniewolenia przez obcych kolonizatorów nie trzeba szukać aż za oceanem. Wystarczy spojrzeć na historię Śląska, Pomorza czy krajów bałtyckich. Przybywający tam Niemcy przejmowali ziemie czy kopalnie, a ludność słowiańską i bałtycką sprowadzali do roli taniej siły roboczej. I dopiero po hekatombie wywołanej przez Niemców II wojny światowej udało się pozbyć obcych kolonizatorów z większości środkowoeuropejskich ziem. Nie ulega wątpliwości, że historia w pigułce powinna nas czegoś uczyć.
Europejscy niewolnicy
Oczywiście zwolennicy podążania śladem Europy Zachodniej w kwestii migracji będą przekonywać, że obecnej sytuacji nie da się porównać z dawnymi wędrówkami ludów, gdyż skala nie jest tak wielka, a jej charakter nie wiąże się z potencjalnym „zniewoleniem rdzennych Europejczyków”. Ale łatwo rozbroić te manipulacje, poczynając od kwestii pierwszej wspomnianej tezy. Zwolennicy „refugees welcome” zapewniają: obecnie zamorscy (przede wszystkim muzułmańscy) imigranci stanowią niewielki procent mieszkańców kontynentu. Tymczasem oczywiste jest, że imigranci mają wysoki przyrost naturalny, co powoduje, że mogą szybko zbliżyć się do 15–20 proc. udziału w ludności poszczególnych krajów. A wtedy staną się poważną siłą polityczną, zdolną zmuszać rządy do przyjmowania kolejnych tysięcy spośród swoich bliskich i przyjaciół z Afryki czy Bliskiego Wschodu.
I tu pojawia się drugi wątek: kwestia zniewolenia. Ci, którzy chcą szerokiego otwarcia granic, stoją na stanowisku, że cywilizacja europejska jest na wyższym poziomie niż regiony, z których przybywają imigranci, i dlatego będą oni się europeizować. Szkoda tylko, że imigranci wcale się nie europeizują. Wręcz przeciwnie, to oni narzucają swoją wolę. W wielu miejscach w Europie nie mówi się już np. o Bożym Narodzeniu, żeby „nie urazić muzułmanów”. Jeśli to nie jest narzucanie przez imigrantów swojego porządku Europejczykom, to trudno powiedzieć, co nim jest. W dodatku nawet nie zauważamy, jak rdzenni Europejczycy zostają zniewoleni pod względem ekonomicznym. Przecież nowe pokolenia afrykańskich i bliskowschodnich imigrantów najczęściej nie pracują, żyjąc z zasiłków. Czy nie jest to współczesna wersja znanej nam historii z hiszpańskiej Ameryki albo Śląska, gdzie rdzenni mieszkańcy pracują na swoich kolonizatorów?
Polska może uciec spod topora?
Już dziś widać pewien schemat. Coś, co łączy kraje Unii Europejskiej – przynajmniej w jej zachodniej części – to rosnąca liczba muzułmańskich kolonizatorów. Biorąc więc pod uwagę, że muzułmańskie kraje na świecie rosną w siłę, można zaryzykować stwierdzenie, że przyszłością Europejczyków jest rola niewolników u islamskich panów. Co przy tym interesujące, taki sam los może spotkać Rosję, która sama zmaga się z problemem rozrastającej mniejszości muzułmańskiej i wielkimi, niezagospodarowanymi przestrzeniami, interesującymi dla tychże ludów.
Polacy nie chcą zgotować sobie takiej przyszłości, jaka może się wydarzyć w Europie Zachodniej. Nasi rodacy doskonale wiedzą, że na taką przyszłość nie zasłużyli, bo w przeszłości nie podbijali i nie niewolili ludów zamorskich. Mimo to w Polsce wciąż są politycy, dziennikarze, aktywiści gotowi „przyjmować uchodźców”. A są to ludzie z umysłami tak przeżartymi propagandą o „integracji z Europą”, że doprowadzą nawet do katastrofy, jeśli tak samo będą czynić Niemcy i Francuzi. Niestety tych ludzi wciąż jest pełno w polskiej polityce po stronie opozycji. W interesie wszystkich, którzy sprzeciwiają się nielegalnej imigracji, leży to, by lewica i liberałowie nie sięgnęli po władzę w wyniku jesiennych wyborów.
15 października dojdzie do chyba najważniejszej elekcji od 4 czerwca 1989 r. Polacy będą wybierać spośród dwóch wizji Polski. Pierwsza to Polska „integrująca się z Europą”, co polega na przyjmowaniu najgorszych rozwiązań z zachodniej Europy, prowadzących do zniewolenia Europejczyków przez muzułmańskich imigrantów. Druga to wizja Polski, która buduje alternatywę dla Brukseli, integrując nasz region (niemający kolonialnej historii i dzięki temu wolny, na razie, od problemów z imigrantami), szukając współpracy z USA czy potęgami Azji Wschodniej (również nieufającymi muzułmanom). Od tych wyborów będzie zależało, czy nasze wnuki będą niewolnikami w „kalifacie europejskim”, czy będą mogły cieszyć się z wolności, o którą walczyły poprzednie pokolenia w naszym kraju i innych krajach naszego regionu.