Wiceprezydent USA wyszedł i uderzył prawdą w brukselskich dygnitarzy i europejskie elity. I o ile jeszcze przed tym wydarzeniem nie było wątpliwości, że nie pałają one zbytnią sympatią do nowej administracji Stanów Zjednoczonych, tak teraz można być pewnym, że czeka nas gruntowna zmiana relacji na linii Waszyngton–Bruksela. Geopolityczna gra staje się coraz bardziej agresywna, zawiła, dotyka kolejnych obszarów. Tymczasem Unia Europejska skupia się na „upraszczaniu” życia, wprowadza lewackie przepisy i poluje na politycznych przeciwników, zamiast wzmacniać swoje bezpieczeństwo tak, jak powinna to robić od dawna. Dla wielu krajów to ostatni dzwonek, by przemodelować swoją politykę i wywalczyć sobie podmiotową pozycję w nowej rzeczywistości. To również informacja dla Polski, która ma ten atut, że przez ostatnie lata sukcesywnie zacieśniała sojusz z USA. Tylko współpraca z Waszyngtonem jest gwarantem trwałego bezpieczeństwa w Europie. Niech wreszcie wezmą to sobie do serca w Berlinie, Paryżu i Warszawie, bo nad Wisłą również mamy mocno antytrumpowy rząd.