Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Jerzy Lubach,
24.04.2022 12:00

Im nie wstyd

Byłem w liceum, gdy tzw. Ludowe Wojsko Polskie wzięło udział w 1968 r. w haniebnej wyprawie na Czechosłowację, zgodnie z doktryną Breżniewa tłumiąc praską wiosnę. Krążył wtedy smętny dowcip: biorący udział w inwazji Czterej Pancerni docierają do czeskiej granicy, a tu z czołgu wyskakuje Szarik i mówi im: „Dalej nie jadę, jestem psem, a nie świnią!”. Tak, było nam wstyd, za niesuwerenne państwo hańbiące mundur polskiego żołnierza na życzenie Moskwy. Oscarowy sowiecki film, ckliwa bajeczka, głosił, że „Moskwa łzom nie wierzy”, dziś można dodać, że nie ma też czci, sumienia ani wstydu.

Dziś moskiewskie żołdactwo z aprobatą mamuś i żonek morduje i gwałci na Ukrainie wszystko, co się rusza, a w świecie agenci Kremla rozpętują kampanię obrony rosyjskiej kultury i „wartości”, bezwstydnie wycierając sobie mordy nazwiskami Tołstoja, Lermontowa, Dostojewskiego, Puszkina i Czajkowskiego. Dochodzi do takich kuriozów, że kanclerz Niemiec zaprasza berlińskiego ambasadora Ukrainy na koncert ku czci jego kraju, gdzie wyłącznie rosyjscy artyści mają grać muzykę rosyjskich kompozytorów! Dawniej się mawiało: „Kpi czy o drogę pyta?”. Dziś bez wątpliwości możemy powiedzieć, że to przejaw typowego pruskiego chamstwa, buty i rżnięcia głupa.

Znak firmowy Moskali

Popularny na Zachodzie Lew Tołstoj, którego entą ekranizację „Wojny i pokoju” lub „Anny Kareniny” wciąż na nowo tłuką tamtejsze telewizje, był jednak wrogiem rosyjskiego szowinizmu i w niezwykle ostrych słowach potępił rozpętaną przez cara Mikołaja II „małą zwycięską wojnę” z Japonią. Jak wiadomo, rozpoczętą z powszechnym entuzjazmem ludu, a zakończoną haniebną klęską kolosa na glinianych nogach i będącą jedną z głównych przyczyn rewolucji, upadku imperium carów i odtworzenia go już w sowieckiej postaci przez rewolucjonistów bolszewików, którzy zaprzęgli je do swoich antyludzkich przedsięwzięć.

Warto także przypomnieć – i Zachodowi, i Moskwie, która ten utwór wielkiego pisarza dawno wywaliła z programu szkolnego – ponurą nowelę Tołstoja „Hadżi Murat”, o losach autentycznej postaci, człowieka, który zwątpiwszy w sens antyrosyjskiego powstania górali kaukaskich Szamila, przeszedł na stronę wroga. Jest tam wstrząsająca scena, gdy Murat odwiedza czeczeńską wioskę – auł – po spacyfikowaniu jej przez rosyjską armię: trupy kobiet, dzieci i starców, a na odchodnym wszystko – za przeproszeniem – specjalnie obesrane: domy mieszkańców, ujęcie wody dla wsi, meczet… Taki znak firmowy Moskali.

Sojusz dwóch barbarii

O zdziczeniu Sowietów za czasów PRL się nie mówiło, zamiast tego eksponowano propagandowo rzeczywiste zbrodnie innego naszego okupanta, „faszystów”, czyli Niemiec Hitlera. Pamiętam do dziś wstrząs, jaki przeżyłem jako nastolatek po obejrzeniu straszliwego niemieckiego obozu śmierci, a także porażające pytanie: jak to możliwe, by kulturalny naród, który wydał Goethego i Beethovena, mojego ukochanego Ericha Kästnera i Remarqua, wielkich reżyserów filmowych Murnaua i Fritza Langa – stoczył się do poziomu takiego zbydlęcenia, który nam się kojarzył raczej ze wschodnią dziczą?

Nie wolno było pisać o Katyniu i łagrach, ale wszyscy o tym wiedzieli, podobnie jak o masowych gwałtach i rabunkach znaczących szlak „wyzwalającej” nas Armii Czerwonej. I świetnie to wyjaśniało trudny do pojęcia fakt, że te dwa na pozór sprzeczne ustroje i różne kultury zawarły zgubny dla nas sojusz, który doprowadził do ich wspólnego ataku na Polskę i rozpętania wojny niosącej światu dziesiątki milionów ofiar.

A teraz jeden ze sprawców tego horroru, Niemcy, z certyfikatem udanej powojennej denazyfikacji, w białych rękawiczkach wspomaga tajnie i jawnie swego ulubionego wspólnika w napaściach, rozbiorach i zbrodniach, bombami i ludobójstwem „denazyfikującego” Ukrainę!

Kulturowa schizofrenia nie do wytrzymania

Nie dziwię się zatem Ukraińcom, że pozbywszy się tysięcy pomników światowego zbrodniarza (słynny „leninopad” kilka lat temu), obalają teraz nie tylko te upamiętniające carskich i sowieckich żołdaków – Suworowa i Żukowa – lecz także przedstawicieli narzuconej im rosyjskiej kultury, która miała wyprzeć ich własną, ojczystą. I nic też dziwnego, że Puszkina zastąpi w Odessie Mickiewicz, autor „Sonetów krymskich”, a pl. Miński w Kijowie zmieni się w pl. Warszawy.

Zniesławiającego Polskę Puszkina się jeszcze przełknie, ale na pewno nie Lermontowa, który dręczącą go haniebną służbę oficera armii mordującej Czeczenów przerwał samobójczym pojedynkiem, ani Czajkowskiego, którego ukraiński dom-muzeum zniszczyli właśnie bombami Moskale, a jego cudny balet „Jezioro łabędzie” spaskudzili w słynnym Teatrze Bolszoj, ustawiając biedne balerinki w złowrogą literę Z.

Uraza do Zachodu i oczekiwanie na zmartwychwstanie

Profesor Uniwersytetu Oxfordzkiego Andriej Zorin w wywiadzie dla antyputinowskiego portalu „Meduza” próbuje znaleźć wytłumaczenie tych odrażająco zadziwiających objawów w korzeniach swoistej rosyjskiej „mitologii”: jest to nieustanna uraza wobec niesprawiedliwości Zachodu, niepotrafiącego pojąć i zachwycić się rosyjską duchowością. Według niego syndrom ten dotyczy zarówno „elit”, jak i całego społeczeństwa, znajdującego się w stanie permanentnego oczekiwania na cudowną poprawę swego losu.

Zorin zaznacza niezmienne elementy takiego sposobu myślenia, w którym każdą kolejną katastrofę historyczną odbiera się jako „śmierć”, niezbędną, bo wszak zmartwychwstanie możliwe jest tylko po śmierci i w tym kluczu interpretuje ideę Putina o geopolitycznej katastrofie, którą był dlań rozpad Związku Sowieckiego, gdyż dopiero po katastrofie i śmierci możliwe jest zmartwychwstanie jako dowód świętości!

Oczywiste jest tu wykorzystanie chrześcijaństwa w imperialnych celach, twierdzi uczony, a więc „wskrzeszenie świętej Rusi” na terenach Rusi Kijowskiej i w tym kontekście zawładnięcie Krymem było tylko tym, czym nauczanie Jana Chrzciciela przed objawieniem się Jezusa narodowi, a uczynienie Kijowa rosyjskim możliwe jest tylko przez świętego kniazia Władimira.

Ile Rosjanie wzięli z prawosławia

Aż znów się prosi cytat z wielkiego, ale jakoś na Zachodzie nieznanego pisarza rosyjskiego (też wywalonego przez Putina z podręczników!) Michaiła Sałtykowa-Szczedrina:

„Jeśli dać Rosjanom możliwość wybrania swego przywódcy, wybierają najbardziej kłamliwego, okrutnego, podłego… Wraz z nim mordują, grabią, gwałcą, by później na niego zwalić winę. A po jakimś czasie Cerkiew ogłasza go świętym”.

A Dostojewski, którym nam teraz wykłuwają oczy w obronie osiągnięć zbrodniarzy, katów Buczy i Mariupola, wykrzyknął w rozpaczy o tak wychwalanym przez siebie rosyjskim narodzie, rzekomo „nosicielu Chrystusa”: „Wszystko, co Rosjanie wzięli z prawosławia, to żeby się przeżegnać, zanim cię zarąbią toporem!”.

Jak się do tego wszystkiego ma rozpowszechniany w rosyjskich socjal mediach obrazek parki miłych na oko młodych ludzi odzianych w koszulki z rosyjską flagą i napisem: „Mnie nie wstyd” na piersi? No cóż, jeśli im nie wstyd, to mnie – mającemu w swojej bibliotece dzieła zebrane Czechowa, Dostojewskiego, Lermontowa w oryginale i słuchającemu w podziwie Czajkowskiego i Musorgskiego – nie wstyd Moskalom powiedzieć: „Идите нахуй!” ze swoją kulturą gwałcicieli, nekrofilów i morderców, za to bez wymienionych tu wielkich artystów, bo ci nie mają z wami nic wspólnego i doskonale obejdą się bez was. Bayraktar wam na drogę! Obłudnemu „narodowi filozofów” od komunisty Marksa po nazistę Heideggera mówię to samo.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane