Tam, gdzie myślenie rzekomo ewangeliczne traci kontakt z rzeczywistością, tam, gdzie przekształca się w idealizm, który z praktyką życia codziennego nie ma nic wspólnego, tam w istocie przekształca się ono w zaprzeczenie myślenia Kościoła. I z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku wywiadu kard. Matteo Zuppiego dla dziennika „Corriere della sera”. Ta rozmowa niestety świetnie pokazuje, dokąd prowadzi myślenie moralne, które ignoruje rzeczywistość, pomija fakty, a skupia się na roztrząsaniu idei. Wywiad ten pełen jest pięknych słów o tym, że kto stara się doprowadzić do pokoju, musi przejść przez ewangeliczną „wąską bramę” i „nie ma innej drogi”, i że wojny trzeba unikać wszelkimi drogami. I z tym trudno się nie zgodzić, tyle że w tekście tym znajdują się także słowa, których obronić się nie da. „Dozbrajanie jest najgorszą rzeczą, jaką można zrobić. Próbujmy szukać wszystkiego, co może zbliżyć stanowiska, rozpocząć dyskusję o możliwych rozwiązaniach” – oznajmił włoski hierarcha. Jaki jest problem z tą wypowiedzią?
Otóż bardzo prosty. Bez dozbrajania Ukrainy – i by to wiedzieć, naprawdę nie trzeba być niesłychanie zorientowanym – nie byłoby już Ukrainy, nie byłoby z kim rozmawiać.
Dialog, uzgadnianie stanowisk, dyskusja o możliwych rozwiązaniach stałyby się bezcelowe. Brak dozbrajania sprawiłby też, że jeszcze więcej kobiet i dzieci zostałoby zgwałconych, jeszcze więcej ludzi zastrzelonych bez śladu refleksji i jeszcze więcej Ukraińców wywiezionych w nieznanych kierunku. „Denazyfikacja” szłaby pełnym pędem.
Takie, nie ma co ukrywać – złe i bardzo złe, byłyby skutki przyjęcia rzekomo ewangelicznej perspektywy kard. Zuppiego. „Rzekomo”, bo chrześcijańska doktryna w tej sprawie opiera się na realizmie poznawczym i antropologicznym, a do tego wymaga uwzględnienia rzeczywistości. Nie jest idealistycznym pitu-pitu faceta, który o komunizmie, Rosji i sowieckich żołdakach ma pojęcie żadne.