Wiele się od tamtego czasu zmieniło. Każdy kolejny akt „utrwalania władzy” partii Tuska stanowi pouczającą lekcję, do czego może posunąć się ekipa, która na cel wzięła nie tylko swoich poprzedników we władzach rządowych, nie tylko ustrój państwowy, ale ma ambicje daleko większe: zamierza rozprawić się z naszą cywilizacją.
Wprowadzić do Polski cywilizację obcą. Trzeba to nazwać po imieniu: ci ludzie chcą cywilizacji pogańskiej. Taki jest scenariusz, takie jest założenie. Nie powinniśmy się co do tego łudzić. Tu już nie chodzi o państwo „neutralne światopoglądowo” (a nie katolickie), ale czysto pogańskie.
„Przywracanie praworządności” w naszym kraju to nie tylko uwikłanie nas w tysiące zależności od obcego państwa, ale też nic innego jak powrót – po tysiącu z górą latach – do tradycji zemsty, którą charakteryzuje się cywilizacja pogańska. Zbyt gładko przełknęliśmy wszelkie oznaki, że po tym właśnie szlaku, po drodze zemsty – zgodnie z moralnością tzw. tradycji pierwotnej – będą podążały władze „uśmiechniętej Polski”.
Kiedy nasi przodkowie przyjmowali chrześcijaństwo, konieczne było zerwanie z moralnym nieładem cywilizacji pogańskiej. W średniowiecznych klasztorach Kościół ocalił ze świata klasycznego wszystko, co dało się pogodzić z etyką Ewangelii. Dzięki temu mógł powstać unikalny system społeczny: integralny katolicyzm połączony z kulturą klasyczną – ale nie „w całej jej rozciągłości”, tylko z tą częścią, która nie jest sprzeczna z katolicyzmem. W ten sposób wytworzyła się cywilizacja łacińska. Głównymi zasadami wyróżniającymi tę cywilizację były – i nadal są – małżeństwo monogamiczne, zerwanie z niewolnictwem, zniesienie zemsty jako powszechnego obyczaju i niezależność Kościoła od władzy państwowej, w imię uznania wyższości sfery duchowej nad materialną.
Misjonarze na pierwszej linii frontu
Jednym z pierwszych i najważniejszych zadań misjonarzy, który wyruszali na inne kontynenty z misją nawracania pogan, było zawsze zwalczanie zemsty rodowej i w ogóle zasady zemsty, przypomina prof. Feliks Koneczny. Eliminując zemstę z mentalności nawracających się ludów, misjonarze walczyli nie tylko z krwawymi rozprawami i nieustającymi jatkami pomiędzy klanami rodzinnymi, ale i wprowadzali radykalną zmianę etyki, a w zasadzie – zupełnie nowy kodeks etyczny.
„Kościół, znosząc zemstę, wykonanie kary musi przekazać sądownictwu publicznemu, a tym samym z rodu tworzy zawiązki państwowości”. Parafrazując tę myśl prof. Konecznego, można stwierdzić, że państwo w naszej cywilizacji jest jednocześnie tworem etyki Kościoła i czynnikiem chroniącym tę etykę. Pozwalanie na to, by władza państwowa kultywowała obyczaj pogański, jakim jest zemsta polityczna, ale też i osobista, z uwagi na niezdrowe instynkty i chore ambicje polityków – jak dzieje się to na naszych oczach – to nic innego jak samodegradowanie się państwa do rangi przedchrześcijańskiej wspólnoty plemiennej.
Ocalając prawdziwy format moralny państwa, ocalamy zarazem naszą państwowość. Bo siła państwa to nie tylko wojsko, administracja, instytucje, gospodarka, to przede wszystkim siła moralna jego obywateli, moralny wymiar ich kultury. Tak jak wiara chrześcijańska danej społeczności nie tworzy automatycznie kultury katolickiej jako sumy wiadomości katechizmowych i praktyk religijnych, jak nie polega ona też tylko na czytaniu książek religijnych czy oglądaniu filmów opartych na motywach biblijnych, tak „kultura katolicka to mocno uzasadniony i gruntownie przemyślany katolicki pogląd na świat, dający skuteczną orientację całemu moralnemu życiu człowieka” – pisał Aleksander Żychliński.
To przeciwko temu wypowiadał się ze ściśniętą twarzą, dołączając wymowny gest, działacz PO, zapowiadając dzisiejsze nowe moralne porządki „uśmiechniętej Polski”.
Dziwny papież Pius VII
Jak wygląda „zemsta” w wydaniu Kościoła, świadczą najlepiej losy Gregoria Chiaramontia Piusa VII (1742–1823), który większość swojego pontyfikatu (1800–1823) spędził w więzieniu napoleońskim. Jak przypomina Vittorio Messori, „używano wobec niego wszelkich dostępnych środków przemocy i poniżenia”, a jego droga papieska „naznaczona była groźbami, odosobnieniem i oszustwami”. Dodatkowo musiał być niemym świadkiem brutalnego niszczenia Kościoła. „Godzina odwetu nadeszła dopiero w końcu maja 1814 roku, kiedy papież wrócił do Rzymu, co lud uważał za swoje wielkie osiągnięcie. W Zamku świętego Anioła zastał dziewięciuset więźniów: Francuzów i miejscowych kolaborantów. Mimo protestów Rzymian – którzy przeżyli poniżenia, arogancję i grabieże (archiwa i pinakoteki zostały wywiezione do Paryża), rekrutację młodzieży do wojska i wysokie podatki – natychmiast uwolnił sześciuset, a nieco później i pozostałych, ogłaszając amnestię. (…) często przyjmował u siebie matkę Napoleona, odrzuconą przez własną córkę, wielką księżnę Toskanii… Prefekt napoleoński, który był więźniem papieskim w Savonie, otrzymał ojcowski list Piusa VII, rozgrzeszający go z jego win. Tenże papież, rzeczywiście »dziwny« dla świata (dyplomacja europejska potraktowała to jako skandal), przesłał nawet orędzie do księcia regenta Wielkiej Brytanii, aby uwolnił więzionego na Wyspie św. Heleny Napoleona albo przynajmniej złagodził jego pobyt na zesłaniu. Pisał: »Skoro już nie może być dla nikogo niebezpieczny, niechże przynajmniej nie będzie wyrzutem sumienia«. A kiedy przypomniano mu, z jaką furią ten atakował Kościół i jego samego, stary benedyktyn starał się ukazać też i jego pozytywne strony: »Trzeba umieć zdobyć się na wysiłek zrozumienia i przebaczenia«. W końcu, gdy powiedziano mu, że chory więzień pragnie spowiednika, on sam wybrał mu korsykańskiego księdza… I razem z jego matką i braćmi płakał, kiedy do Rzymu dotarła wieść o jego śmierci”.
Dwie alternatywy
Polacy zawsze dawali przykład umiejętności wyzbywania się zemsty na rzecz sprawiedliwego osądzania i karania winnych, a kiedy trzeba – wspaniałomyślnego wybaczenia. Historia dostarcza niezliczonych przykładów. Powszechną praktyką było puszczanie wolno rozbrojonych jeńców wojennych lub zatrzymywanie ich w obozach. W Polsce bowiem regułą była niezgoda na to, by fałszywemu kryzysowi przeciwstawiać fałszywe rozwiązania. Dziś pojawia się – nie wyrażona wprost, ale wyraźna – zachęta, by wszyscy uznawali za normę żywiołową wojnę instynktów, skakanie do gardła wszystkim naokoło. Nie można pozwolić sobie na ten moralny „luz”. Wrogowie naszej cywilizacji o niczym tak nie marzą jak o tym, byśmy się im dali w ten sposób „zbrzydzić”, pozbawić własnej twarzy. Mamy się do nich upodobnić, przypominać ich naszym językiem, zachowaniem. A my musimy się od nich różnić, i to zdecydowanie. Jeśli tak nie będzie, tak czy inaczej będziemy sprzyjać upadkowi naszego państwa. Jak mówił Hilaire Belloc, jedynymi dwiema alternatywami dla naszej cywilizacji są katolicyzm albo kompletny chaos. Inwazja barbarzyństwa przy tej drugiej ewentualności będzie już prostą konsekwencją tego, co zapowiadał wymowny gest obecnego ministra naszego rządu.