Bo Kresy II RP nie były gotowe na odparcie drugiego napastnika. Walczyły, ponieważ jedyną alternatywą była niewola. Walczyły z regularnymi jednostkami Armii Czerwonej, ale też z bandami oprychów, które na sygnał komitetów rewolucyjnych i na podstawie list proskrypcyjnych mordowały bezbronną ludność polską. Obronę „rozpoczął strzelec Sławomir Werakso, rzucając pod nadjeżdżający czołg wiązkę granatów” – wspominał harcerz Jan Siemiński. A Grażyna Lipińska, komendantka Pogotowia Społecznego w Grodnie, napisała: „Czołg staje tuż przede mną. Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. (…) A z czołgu wyskakuje czarny tankista. W dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam... Dla mnie on nie istnieje, widzę tylko oczy dziecka, pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze”. 13-letni chłopczyk Tadeusz Jasiński skonał w szpitalu wojskowym. Ale w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski. Podzielił los ponad 1000 – na ogół ochotniczych – obrońców miasta zamordowanych z pogwałceniem wszelkich zasad. W tym na Psiej Górze około 300 uczniów grodzieńskich szkół, których czerwoni barbarzyńcy przez trzy dni nie pozwolili pochować. Dwudniowa obrona Grodna zakończyła zbrojną aneksję Kresów. Generał Władysław Sikorski, w grudniu 1941 roku, w rozmowie z ocalałymi obrońcami Grodna stwierdził: „Jesteście nowymi orlętami. Postaram się, żeby wasze miasto otrzymało Virtuti Militari i tytuł Zawsze Wiernego”. Niestety, historia potoczyła się inaczej. Pozostała płyta z napisem „Grodno” umieszczona na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Hołd dla poległych bohaterów.