Życie dowodzi, że potrafimy dawać sobie radę w sytuacjach trudnych, lecz gdy wszystko wydaje się nam sprzyjać, tracimy swoje szanse. Jeszcze rok temu wydawało się, że wszystko idzie w najlepszym kierunku – oszałamiający rozwój gospodarczy, niskie bezrobocie, wysoki poziom bezpieczeństwa i plany na miarę naszych ambicji. Ale nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się spieprzyć. Odrobina politycznej dekoncentracji i zafundowaliśmy sobie rząd wszechczasów, pod wodzą gości, przy których August III Sas był asem intelektu, Walezy przykładem osobistej odwagi, a Stanisław August wzorem patriotyzmu. Mam nadzieję, że polska prawica, gdy wróci do władzy, takich błędów popełniać nie będzie i skrzętnie wykorzysta precedensy tworzone dziś przez rozgrzanych chłopców-bodnarowców. Na razie ludzie typu pana Budki mówią otwartym tekstem, co trzeba z nami zrobić. Na początek odebrać PiS pieniądze, potem immunitety, na koniec wsadzić przywódców do ciupy, a samą partię jako faszystowską zdelegalizować. Jest jeszcze jeden warunek – trzeba będzie wygrać następne wybory. Ale co tam, wystarczy je sfałszować (popularną ostatnio metodą na rympał) jak w Wenezueli i liczyć, że po ogłoszeniu wyników nie dojdzie tu jak u ognistych Latynosów do wojny domowej. A propos Wenezueli, jest to chyba najlepszy przykład, jak kraj mogący być jednym z najbogatszych państw stoczył się do poziomu tych najbiedniejszych. Wystarczyła zła władza. Wenezuela ma wszystkie możliwe bogactwa naturalne, kąpie się w ropie naftowej, ma prężną demografię... Ale ma też socjalizm. Co ciekawe, nie da się obwiniać za jej upadek obcych koncernów, imperialistów i rodzimych wyzyskiwaczy. Wyzyskiwacz jest jeden – coraz bardziej totalitarne państwo. Ale… Wszystko przed nami, gonimy Wenezuelę.
Czeka powołanie Wielkiej Orkiestry Przeciwko Przemocy i zbieranie datków na prawicę. Choć przy opiłowywaniu katolików nawet zbieranie na tacę może okazać się nielegalne.