Wedle najnowszych sondaży 98 proc. Ukraińców uważa Polskę za najlepszego sojusznika, prezydent Zełenski pozdrawia nas gorąco po polsku w nasze Święto Niepodległości, ukraińscy oficjele nie mówią o Polsce inaczej niż „siostra”, pastuszkowie grają, bydlątka klękają, cuda, cuda… Jednak pierwej musiał nastąpić inny cud, nieznośny dla nienawistników Polski od pedagogiki wstydu: oto nieszczególnie kochający Ukraińców, po katolicku ciemnogrodzcy Polacy bez żadnych odgórnych zachęt przyjęli spontanicznie do swych domów miliony prawdziwych wojennych uciekinierów. Wbrew kłamliwej czarnej legendzie jest to przejaw zawsze w polskim narodzie obecnego współczucia wobec brata w nieszczęściu, nawet brata niekiedy trudnego. Nazywa się to Solidarność.
Gdyby nie Polska, nie byłoby nas już wśród żywych
Tak rzekł doradca prezydenta Ukrainy, Ołeksyj Arestowicz. A ja podziwiam chichot historii – 30 lat po obu stronach granicy walczyliśmy o polsko-ukraińskie pojednanie, lecz było to w najlepszym razie „Trudne braterstwo”, jak tytuł mojego filmu o sojuszu Piłsudski–Petlura, a tu w pół roku wbrew swym intencjom wszystko załatwił wróg Moskal!