Biernacki do winy się nie przyznał: „akt oskarżenia jest wielką nieprawdą”, a zarzuty to „fantazja autora aktu oskarżenia”, „w protokołach oficera śledczego są włożone mi w usta nonsensy, bo wtedy cierpiałem na bezsenność i podpisując byłem na wpół świadomy”. Ubeccy oprawcy znęcali się nad piłsudczykiem. Propaganda bolszewicka uczyniła z Kostka-Biernackiego krwawego komendanta twierdzy brzeskiej, a przede wszystkim oprawcę obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Te mity funkcjonują nadal, podobnie jak Bereza „wzorowana na hitlerowskich obozach koncentracyjnych”. To wynik trwającego do dziś homo sovieticus. Komunistom udało się wielu wmówić, że ich więzienia były tylko igraszką wobec obozów „faszystowskich”: niemieckich i przedwojennych polskich. Pamiętamy jednak słowa rtm. Witolda Pileckiego, że to niemiecki obóz Auschwitz był igraszką wobec komunistycznej katowni przy ul. Rakowieckiej.
Komunistyczne akta śledcze kłamały dalej: „Współorganizator i faktyczny przełożony obozu w Berezie Kartuskiej opracował osobiście jego regulamin, nadzorował go i wpływał bezpośrednio na służbę obozu w kierunku jeszcze większego zaostrzenia reżimu obozowego. Oskarżony w czasie swoich inspekcji niejednokrotnie sam brał udział w znęcaniu się nad więźniami”. Ani Brześć, ani Bereza Kartuska mordowniami nie były. Ludowiec Wincenty Witos pisał, że go w Brześciu „nie bito, nie przeklinano, nie lżono, nie pchano do ciemnicy i nie zadawano żadnych specjalnych tortur”. Działacz PPS Adam Pragier tak charakteryzował Biernackiego: „Jako nasz gospodarz w więzieniu brzeskim jest jednym z rzadkich w Polsce przykładów właściwego człowieka na właściwym miejscu. Przy czym wcale nie jest głupi. Kostek po prostu wygłupia się, żeby nas nastraszyć”. Karę śmierci oprawcy zamienili Biernackiemu na 10 lat więzienia. Zmarł wkrótce po wyjściu z Rakowieckiej 25 maja 1957 roku.