Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Krzysztof Karnkowski
24.04.2025 08:22

Expose jak hołd lenny

Radosław Sikorski zapewne do dziś żałuje, że nie został kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta. Sygnały wskazują, że nie był w tym zawiedzeniu osamotniony, bo i niezbyt zadowoleni z przebiegu kampanii Rafała Trzaskowskiego koledzy partyjni zapewne nieraz zastanawiają się, czy aby na pewno dobrze wygrali.

Sikorski mówi przecież, że on poszedłby nawet na debatę do Republiki. A może nawet próbowałby zyskiwać w niej sympatię widzów przez odniesienia do czasów, gdy ze środowiskiem medialnym „Gazety Polskiej” nie był skonfliktowany. Trzaskowski takich atutów, jak dawny tytuł „Człowieka roku GP”, przecież nie ma. Skoro jednak o prezydenturę ubiega się partyjny konkurent, trzeba realizować się tam, gdzie można, a coroczne expose szefa MSZ jest tutaj znakomitą okazją.

Można by po jego wysłuchaniu pomyśleć, że dobrze, iż Bóg i sympatie członków Platformy uchroniły nas przed taką prezydenturą. Niestety ewentualna kadencja Rafała Trzaskowskiego opierałaby się o takie same priorytety. Co więc usłyszeliśmy? Przede wszystkim, wyraźne podporządkowanie niemieckiemu punktowi odniesienia. Gdy polityka światowa pokazuje każdego dnia, jak krótkowzroczne i szkodliwe było podejście naszego sąsiada do Rosji, która to dzięki gospodarczej współpracy z Berlinem mogła zbudować gospodarkę zdolną do napaści na Ukrainę; gdy niemieckie sympatie wyborcze wskazują też na bankructwo polityki lokalnej (w sondażach AfD wyprzedziła już CDU/CSU, więc być może czeka nas wkrótce jeszcze bardziej specyficzny rząd) – szef polskiego MSZ w Niemczech widzi wciąż najważniejszy punkt odniesienia dla Polski i całej Europy.

Lata temu Sikorski mówił, że boi się niemieckiej bezczynności, dziś powtarza te same słowa jeszcze mocniej, bardziej bojąc się niemieckiej niechęci do zbrojeń niż tamtejszej armii (której, swoją drogą, faktycznie trudno się po rządach Ursuli von der Leyen bać). Minister konsekwentnie wpisuje się przy tym w politykę oddawania kompetencji z dziedziny obronności w ręce UE, co nie tylko osłabia naszą podmiotowość, ale prowadzi też do sporu kompetencyjnego z NATO.

Równocześnie pomija praktycznie wszelkie formy współpracy regionalnej inne niż Unia Europejska. Nie ma więc Dziewiątki Bukaresztańskiej, nie ma Wyszehradu, nie ma też Trójmorza, choć przecież szczyt tej inicjatywy będzie za kilka dni największym (by nie powiedzieć, jedynym) wydarzeniem związanym z polską prezydencją w UE. Na wszystkie te wątki minister czasu nie znalazł, za to wystarczyło go do połajanek wobec posłów opozycji i swoistej sejmowej „proxy war”, gdy zwracając się do Rosjan, Sikorski tak naprawdę atakował polskich polityków, których na potrzeby propagandy jego obóz polityczny nazywa „prorosyjskimi”.

Kropką nad i było zaś spuentowanie całego expose hasłem wyborczym Rafała Trzaskowskiego. Trudno więc dziwić się, że z Radosławem Sikorskim w ostrą polemikę weszli nie tylko posłowie, ale i prezydent Duda. Nie dostaliśmy wczoraj ani wizji, ani odwagi, ani rozsądku. Zamiast tego o kolejny krok zbliżyliśmy się do pełnego zdania się na łaskę i niełaskę Berlina i Brukseli, z którymi nie zawsze mamy wspólne interesy – o ocenie sytuacji już nawet nie wspominając.

Reklama