Ostatnio znów wyszła z jakiejś szuflady, by powiedzieć, że groźby Putina trzeba traktować poważnie, bo ona go zna, i że trzeba rozmawiać. Przypomnijmy, że niedawno Putin, ogłaszając obecną mobilizację, groził też bronią atomową. Dodał nawet: to nie jest blef. Żeby wszyscy uwierzyli. Zachód jednak nie bardzo się przejął, poza tym, że Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wysłały jasne sygnały, że jakby co, zniszczymy rosyjską armię. Widocznie nie taka miała być reakcja; Zachód miał się przestraszyć i podkulić ogon, a nie grozić zbombardowaniem Rosji. I oto więc pojawia się Merkel, która mówi to samo, co Putin. Nawet użyła zwrotu, że to nie jest blef – zupełnie jak Putin. Ta kobieta rodem z NRD sprowadziła się do roli rzecznika upadającego Putina. Symboliczne, że stało się to tego samego dnia, gdy Rosjanie wysadzili rury Nord Streamu, którym to Merkel służyła cały okres kanclerstwa.
Enerdowska rzeczniczka Putina
Była kanclerz Niemiec Angela Merkel poza jednym czy dwoma oświadczeniami od 24 lutego „stoi z boku” i milczy. Gdy już zabrała głos, mogliśmy usłyszeć, że potępia tę wojnę, ale też nie ma sobie nic do zarzucenia. A przecież jej polityka przyczyniła się do ludobójczej inwazji.