Akurat stwierdzenie samo w sobie nie jest zbyt kontrowersyjne. Faktycznie, żeby docenić literaturę, trzeba posiadać pewien poziom intelektualny. Tyle że Tokarczuk i jej słowa to jedno, a czym innym jest rzesza jej obrońców, która ruszyła w sukurs naszej noblistce. Oczywiście w typowy dla całego tego towarzystwa sposób. Mogliśmy więc usłyszeć, że Tokarczuk ma rację, bo Polacy to idioci, a oni są elitą. Oczywiście dowodem ich wyższości jest to, że kupują książki noblistki. Okazuje się też, że Tokarczuk po prostu wyznaje oświeceniowe przekonania, do których, cóż za „oryginalna” dla tego środowiska myśl, Polacy nie dorośli. Poza tym Tokarczuk chce urodzić w ten sposób „inteligencką rodzinę” w tym chorym, smutnym i pełnym idiotów kraju, więc nie wolno się jej czepiać. Powyższe „mądrości” to tylko niewielka próbka autentycznego bełkotu, jaki został „wydalony” przez najrozmaitsze autorytety, pisarzy, dziennikarzy etc. z okazji słów Tokarczuk. Czyli jednak nasza noblistka zdołała coś udowodnić. Fałsz jej własnej tezy. Okazało się, że gigantyczna wręcz rzesza idiotów czyta jej książki. To wielka zasługa Tokarczuk. Dlatego na koniec felietonu pozwolę sobie zwrócić się do niej osobiście. Olgo, wybacz mi tę fraternizację, ale sama wciąż zaznaczasz, jaka to jesteś postępowa i przeciwna konwenansom, naprawdę Ci dziękuję. Teraz każdy, kto ma chociaż odrobinę smaku i godności, wie, że z towarzystwem twoich klakierów, z tym żałosnym światkiem pseudo-literatów i „wyzwolonych” myślicieli, z tą nową „intelektualną rodziną” nie ma się co zadawać. Bo to po prostu zgraja nadętych buców, których intelekt jest odwrotnie proporcjonalny do przekonania o własnej wartości. Którzy potrafią budować swoją wartość, gardząc innymi.
Dziękuję, Tokarczuk
Nasza noblistka nie ma szczęścia do własnych słów. Jak akurat nie sprzedaje promoskiewskiej narracji we włoskich gazetach, nazywa Polskę drugą Białorusią, to wywołuje awanturę wypowiedzią o tym, że jej literatura nie jest dla idiotów.