Oczywiście Bodnar nie zniknie, niemniej wszystko wskazuje na to, że jego rola sprowadzi się do kolejnego komentatora w TVN, powtarzającego dokładnie to co cała reszta.
Zapewne, żeby pieniądze się zgadzały, dostanie jakąś fundację i – póki ktokolwiek będzie o nim pamiętał – będzie jeździł z różnymi odczytami, najlepiej za granicę, opowiadając o tym, jaki to straszny jest PiS. Będzie jak zwierzątko w cyrku, obwożone po różnych miejscowościach i pokazujące dokładnie te sztuczki, których oczekuje jego treser. Bo i Bodnar zachowywał się jak ktoś wytresowany przez PO. Trzeba tu zresztą wyraźnie zaznaczyć, że nie chodzi tu o fakt, iż wielokrotnie krytykował czy torpedował reformy PiS.
Nawet przyjmując na chwilę założenie, że faktycznie tego typu reakcja rzecznika była zasadna, w żaden sposób nie usprawiedliwia to reszty jego działań. Ostentacyjnego wręcz wspierania PO, jednoznacznego lansowania lewicowego światopoglądu (odrzucanego przez większość polskich obywateli, których, w teorii, miał reprezentować), aktywnego, politycznego udziału w kolejnych awanturach organizowanych przez totalną opozycję. Nie usprawiedliwia agresywno-histerycznych wypowiedzi w mediach, w tym apeli do Unii, by była wobec Polski bardziej „stanowcza”. Nie tłumaczy też jego skrajnej hipokryzji, gdy przymykał oko na łamanie praw obywatelskich, jeśli oskarżona o to mogła być PO – przy jednoczesnym zajmowaniu się tak „poważnymi” sprawami jak obrona internetowych antypisowskich trolli, znanych ze skrajnie agresywnych i chamskich komentarzy. Przykłady tego typu patologii za kadencji Bodnara idą w setki. Najistotniejsze jest jednak to, że z tego powodu jego urząd, w teorii bardzo ważny i potrzebny (wystarczy przypomnieć sobie kadencje innych rzeczników, klasy dla Bodnara niedostępnej, takich jak Janusz Kochanowski), został ostatecznie ośmieszony. I to jest jedyne dziedzictwo Bodnara.