Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Dlaczego „legendy opozycji” psieją

Bywają postaci, w których – mówiąc językiem Sienkiewicza (gdy brał się do opisu chorążego orszańskiego) – tyle dobrego co i złego mieszka. Do takich osób zaliczam niektórych niegdysiejszych opozycjonistów, którzy wykazali się mężnością w walce z komuną, a dziś zachowują się tak, że jedynie pogarda może być im oceną. Wśród dawnej, solidarnościowej i przedsolidarnościowej opozycji takich postaw jest niestety sporo. Z czego to może wynikać? Otóż przyczyn może być kilka.

Po pierwsze, jest to wynik rozwiniętej megalomanii i przekonania, że skoro kiedyś było się odważnym, to teraz ma się nieustający bilet do rządzenia krajem i dyktowania rodakom, jak mają postępować i kogo wybierać. Kiedy coś nie idzie po myśli takiego delikwenta, wówczas obraża się na Polskę i wygaduje rzeczy haniebne. To przypadek najmniej parszywy. 

Bywa jednak i tak, że osoba, która kiedyś była szlachetna, naraz zauważa, że czas ucieka, i postanawia swoją niegdysiejszą szlachetność zmonetyzować. Życie ucieka, a gratyfikacje trafiają się niezadowalające. Postać taka zaczyna więc służyć temu, kto więcej zapłaci. Zwykle są to jakieś pozapolskie fundacje (związane z niemieckimi lub rosyjskimi służbami wywiadowczymi). Ale to też nie jest jeszcze najgorsza z dróg.

Są niestety i takie postaci z dawnej opozycji, którym gruczoł pychy rozwinął się do tego stopnia, że jak nie rozściela się przed nimi wszędzie i zawsze czerwonego dywanu, to natychmiast staje się jej wrogiem. Zaślepienie pychą sprawia, że każde ugrupowanie, które przygarnie taką postać i da jej odpowiednie splendory, staje się natychmiast uwielbiane przez nią i osoba taka zaczyna być dewotem poglądów wyznawanych przez to ugrupowanie. Ciągle jednak opisuję sytuacje, w których jedynie osobiste przywary stoją za przemianą osoby szlachetnej w postać ocierającą się o zachowania łajdackie. Na tym jednak moja typologia się niestety nie kończy.

Następnym powodem przedzierzgnięcia się postaci dobrej w karykaturę dawnego postępowania mogą być po prostu pieniądze. Niestety, najczęściej są to pieniądze pochodzące z kasy obcego państwa i wydawane na tych, którzy dobrze służą interesom wywiadowczym tego państwa. Dawny opozycjonista, na którymś etapie swojego życia, może więc zostać po prostu kupiony i świadomie (najczęściej) służyć obcym interesom, wyrządzając tym Polsce niepowetowane straty. To już przykład ewidentnej zdrady. Jest jednak jeszcze niższy stopień upadku.

Dzieje się tak w sytuacji, gdy dawny opozycjonista w rzeczywistości nigdy tym opozycjonistą nie był. Stał się działaczem podziemia jako agent komunistycznych służb specjalnych i przez całe życie jedynie odgrywał rolę opozycjonisty. Służby oczywiście zadbały o nadanie mu odpowiedniego rozgłosu i swoją sławą przyćmił on wiele autentycznych postaci. Służby taką postać wykreowały i zawsze była ona ich własnością. Z biegiem lat interesy dawnych służb komunistycznych zaczęły być reprezentowane przez kilka konkretnych grup politycznych i biznesowych, które wynajmowały swoje usługi i wpływy tym, którzy byli potężniejsi i mieli większy wpływ na układanie rzeczywistości w pozornie wyzwolonym z komunistycznych oparów kraju. Marionetki wyhodowane przez służby sprzedawane były wraz z innymi aktywami, które pozostały w kręgach prominenckich grup postkomunistycznych. Mówiąc krótko – dawni agenci Czesława Kiszczaka i ich dzieci są dalej intensywnie obecni w życiu współczesnej Polski i oddziałują na nie poprzez odpowiednio umocowane wpływy medialne, społeczne i polityczne.

To najgrubiej narysowana typologia nagłych przemian dawnych legend opozycji. Szkicuję ją nie na podstawie książkowych lektur i naukowych rozważań, ale na kanwie własnych doświadczeń i czynionych przez lata obserwacji. Znalem wiele „legendarnych” postaci dawnej opozycji i miałem okazję blisko przyglądać się ich niespodziewanym (zdawałoby się) przemianom. Szczególnie intensywnie przyglądam się postaciom pochodzącym z mojego Krakowa, wśród których znajduje się szczególnie dziś zapiekła przeciwniczka wszystkiego, co patriotyczne i polskie – Róża Woźniakowska-Thun. W jej przypadku nie jestem w stanie jeszcze stwierdzić, do której kategorii należy jej przemiana, ale intensywność jej antypolskich ataków i szkodliwość prowadzonej przez nią działalności nakazuje szukać jeszcze jednej przyczyny – otóż istnieją postaci, które przechodzą rozmaite metamorfozy, jednak towarzyszy temu pewien rys psychologiczny, polegający na żarliwości w wyznawaniu każdej idei, choćby te jutrzejsze miały być diametralnie różne od dzisiejszych. Dawna działaczka antykomunistycznej opozycji dziś jest nieprzytomnie zamroczona „europejskimi ideami”, które jakkolwiek – z filozoficznego punktu widzenia – są żenującymi i pustymi frazesami, to jednak znakomicie wypełniają przestrzeń umysłową osób, które nigdy nie wyrosły ponad poziom pensjonarek. Być może w przypadku Róży Woźniakowskiej-Thun mamy do czynienia z taką właśnie przypadłością, przy której wszystkie wymienione wcześniej są jedynie dodatkami budującymi niebywale nieracjonalną nienawiść do dzisiejszej Polski, jaka zionie z każdej wypowiedzi i czynu córki profesora Jacka Woźniakowskiego.  
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski