Miał rację Marshall McLuhan, gdy przed pół wiekiem pisał, że świat stał się globalną wioską. Dlatego z dużą uwagą należy obserwować to, co dzieje się w tej chwili w Azji, a konkretnie w komunistycznej Korei i wokół niej. W tym miesiącu jedno z ostatnich komunistycznych państw na świecie przeprowadziło w ciągu tygodnia pięć prób pocisków mogących przenosić głowice nuklearne – od 29 września do 9 października łącznie siedem. Jeden z nich przeleciał nad Japonią.
Próby z rakietami traktowane są jako zapowiedź rychłych testów z ładunkami nuklearnymi. Nie dziwi zatem, że wywołały one olbrzymie poruszenie na szeroko rozumianym Zachodzie, obejmującym przecież nie tylko USA i Europę, ale też sojuszników Zachodu na kontynencie azjatyckim, czyli Kraj Kwitnącej Wiśni, jak widać narażony bezpośrednio na potencjalny atak nuklearny, a także Koreę Południową, która śledzi to, co dzieje się w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej, z rosnącym niepokojem.
Seul skutecznie domaga się określania swojego państwa już nie mianem Korei Południowej, ale po prostu Korei (Republic of Korea). Uważa się tam, podobnie jak w swoim czasie w Niemczech, że jest jeden naród koreański, ale funkcjonujący w granicach dwóch państw. W Seulu o tym głośno nie mówią, ale Berlin jest dla nich punktem odniesienia: dawna Niemiecka Republika Federalna, późniejsza Republika Federalna Niemiec, po upadku systemu sowieckiego doprowadziła nie tyle do zjednoczenia obu państw niemieckich, ile inkorporacji w wymiarze formalno-prawnym dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD) do RFN. I taki jest plan Korei. Seul, tak jak kiedyś Bonn, krytykowany jest za dialog z komunistyczną Koreą. W ten sposób chce on – także przez możliwości kontaktów rodzin po obu stronach kordonu, co nie było możliwe przez dziesięciolecia – doprowadzić w perspektywie długookresowej i przy lepszej koniunkturze geopolitycznej do wchłonięcia KRLD. Na razie jednak to Korea Północna ma broń jądrową i straszy świat.
Każdemu studentowi, ale także ludziom zainfekowanym przez idee komunistyczne poleciłbym, w ramach resocjalizacji, prześledzenie losów obu państw koreańskich. Dowiedzieliby się wtedy – o czym zresztą naprawdę mało kto wie – że przed wybuchem tzw. wojny koreańskiej, to KRLD była krajem bogatszym i z silniejszą gospodarką! To komunizm sprawił, że Pjongjang stanął w miejscu. Seul poszedł dynamicznie do przodu, zwłaszcza od przełomu lat 70. I 80., stając się, podobnie jak kraje Azji Południowo-Wschodniej, „azjatyckim tygrysem”.
Wojna koreańska zresztą – w której Korea Północna uzyskała wsparcie Związku Sowieckiego, a Korea Południowa USA i innych państw Zachodu, zarówno z Europy, jak i Australii oraz Kanady – była swoistym przełomem, także jeśli chodzi o wewnętrzne funkcjonowanie północnokoreańskiego reżimu. Od jej zakończenia zaczął w tym kraju funkcjonować sztywny reżim wojskowy, którego twarzą był Kim Il Sung (dawniej w Polsce używaliśmy skopiowanej z języka rosyjskiego formy „Kim Ir Sen”; podobnie jak „Phenian” zamiast „Pjongjang”).
Społeczeństwo biedniało, a państwo coraz bardziej się zbroiło. Dbano o rozwój swoistego komunistycznego patriotyzmu, choćby poprzez sport, czego przykładem jest sensacyjne dojście przez KRLD do ćwierćfinału piłkarskich mistrzostw świata rozgrywanych w Anglii w 1966 r. Jednocześnie sportowców, którzy nie spełniali oczekiwań, np. ponosząc w zawodach porażki z „państwami imperialistycznymi”, zsyłano do karnych obozów pracy.
Znaczącym sygnałem intencji Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej było wycofanie się tego kraju z Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej (NPT) w 2003 r. Tą decyzją Pjongjang rozpoczął proces samoizolacji, cały czas produkując broń jądrową i rakiety balistyczne. Jednocześnie społeczeństwo głodowało. Ten fakt, jak również ogólna niewydolność ekonomiczna reżimu, spowodował konieczność podjęcia równie spektakularnych, co sensacyjnych rozmów z prezydentem Donaldem Trumpem oraz prezydentem Korei Południowej Mun Jae-inem. Jak się szybko okazało, poza wspólnym maszerowaniem sportowców z obu państw koreańskich na defiladzie podczas otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu w Korei Południowej (2018), nie przyniosło to żadnego przełomu, bo przynieść go nie mogło: liberalizacja nie była bowiem celem Kim Dzong Ila.
Mamy do czynienia z sytuacją i starą, i nową: starą, bo wystrzeliwanie pocisków przez Pjongjang miało już miejsce w przeszłości, ale i nową, bo zdarzyło się to po raz pierwszy od pięciu lat. Skądinąd nastąpiło to podczas prezydentury Josepha R. Bidena. Jeżeli władze komunistycznej Korei chciały przestraszyć sąsiadów – to osiągnęły swój cel. Rząd w Tokio w obawie przed nuklearnym atakiem ze strony KRLD zalecił mieszkańcom, aby się schronili.
W polityce zagranicznej nie ma dymu bez ognia i reakcji bez kontrreakcji. Eksperci uważają, że północnokoreańska eskalacja nuklearna jest formą odpowiedzi na wspólne manewry wojskowe na Morzu Wschodnim marynarek i komandosów USA, Republiki Korei i Japonii.
Działania Pjongjangu spotkały się ze zgodnym potępieniem różnych organizacji międzynarodowych. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel uznał naruszenie przestrzeni powietrznej przez rakietę komunistycznej Korei za „lekkomyślne i celowo prowokacyjne działanie”, które naruszyło rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ. Były premier Belgii, a obecnie szef RE na Twitterze stwierdził jednoznacznie: „Zdecydowanie potępiamy celową próbę Korei Północnej, by zagrozić bezpieczeństwu w regionie przez wystrzelenie rakiety balistycznej nad Japonią. To nieuzasadniona agresja i rażące naruszenie prawa międzynarodowego”.
Rzeczniczka wysokiego przedstawiciela do spraw polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Josepa Borrella Nabila Massrali stwierdziła w oświadczeniu: „KRLD musi zaprzestać wystrzeliwania rakiet, powstrzymać się od próby jądrowej i podjąć konstruktywny dialog ze Stanami Zjednoczonymi, Republiką Korei i innymi członkami społeczności międzynarodowej”. Rzecznik Komisji Europejskiej również potępił wystrzelenie przez komunistyczną Koreę pocisku balistycznego średniego zasięgu, mówiąc, że Unia Europejska pozostaje solidarna z Tokio i Seulem. Wreszcie wystrzelenie rakiet potępił sekretarz generalny ONZ António Guterres. Wspomniał też o sankcjach nałożonych na programy zbrojeniowe Korei Północnej. Rzecznik ONZ Stéphane Dujarric uznał, że są powody do obaw, ponieważ Pjongjang ponownie zlekceważył międzynarodowe bezpieczeństwo lotów i żeglugi.
W założeniu ta zbiorowa presja międzynarodowej opinii publicznej ma przekonać komunistyczną Koreę do porzucenia programu nuklearnego i balistycznego oraz zachęcić do rozwiązań środkami dyplomatycznymi. Czy tak się stanie? Nie jestem tu nadmiernym optymistą. Nie ulega jednak wątpliwości, że wojna w Europie Wschodniej, ale również to, co dzieje się w trójkącie Pjongjang–Seul–Tokio, to największe wyzwanie polityki międzynarodowej w tym roku.