Jeśli ścinamy nie za duże drzewo zwykłą piłą, wiemy: najpierw idzie opornie, długo, długo nic się nie dzieje, aż nagle, dość gwałtownie, wszystko trzeszczy i zaraz potem leci, łamiąc się po drodze u samej nasady. Jeśli kroimy duży kawał mięsa w kostkę, też jest tak, że najpierw wydaje się to dość żmudne, a w pewnym momencie dzieje się właściwie samo. Albo jeśli naprawiamy stare, zdezelowane auto, a jesteśmy bohaterami „Christine” Stephena Kinga… No dobrze, może to ostatnie to gorszy przykład.
Trochę podobnie wyglądać zaczyna odwrót kultury woke w amerykańskim i światowym kapitalizmie. Elon Musk przestaje cenzurować X, Trump wygrywa wybory, Zuckerberg przechodzi na model Muska, kolejne firmy odcinają się od tęczowych rewolucji i nagle nawet Google wyrzuca miesiąc dumy z kalendarza. Wiele wskazuje na to, że mieniący się dotąd barwami sześciokolorowej tęczy czerwiec w przyszłym roku będzie kolorowy po prostu zieleniami, błękitami i granatami wczesnego lata. I tylko Europa na razie stoi z boku. A więc można uznać, że wszystko się zmienia, i to pierwszy raz od dawna w kierunku przez konserwatystów wyczekiwanym. Do tego mamy przecież jeszcze sprawę dużych i bardzo dużych pieniędzy, jakimi – zasłaniając się listkiem figowym pomocy humanitarnej – Amerykanie pompowali lewicowe i liberalne organizacje na całym świecie, w tym w Polsce, co przyczyniło się zapewne do zmiany władzy w 2023 roku. Teraz kurek wysechł i słychać wycie. „Znakomicie” – wybrzmiewa tradycyjny odzew. I tylko jedno mnie w tym wszystkim bardzo martwi. Bo jeśli zmiana wajchy przychodzi tak łatwo, bo przesuwa się ją w naturalnym dla wszystkich kierunku, to super. Ale jeśli dzieje się to tylko za sprawą kaprysu bogatych elit, to trochę gorzej, bo wtedy ta łatwość staje się trochę przerażająca – bo kaprys z definicji jest mało przewidywalny i kiedyś może nam znów świat w jedną noc przemalować na tęczowo.