Ale raczej to wątpliwe. Największy problem w tym, że ów Czeczko posunął się o parę kroków za daleko, a niestety nie brakuje w Polsce polityków, przedstawicieli świata artystycznego czy „aktywistów”, którzy powtarzają o Polsce bzdury takie same jak w łukaszenkowskich czy putinowskich tubach propagandowych. Przykładem choćby pewna „działaczka lewicy”, miłośniczka Leszka Millera, która wiosną wystąpiła w łukaszenkowskiej telewizji, a potem w rosyjskiej tubie Sputnik z atakiem na Żołnierzy Wyklętych. Wkrótce potem aresztowani zostali polscy działacze, z Andżeliką Borys i Andrzejem Poczobutem na czele, pod zarzutem promowania ekstremizmu, czyli dbania o pamięć o Żołnierzach Wyklętych. Rozumiem, że jest demokracja i każdy plecie, co mu przyjdzie do głowy, ale powinny być jakieś granice. Granice, których i państwo, i społeczeństwo będzie stanowczo bronić.
Czeczko et consortes
Wiele wskazuje na to, że niejaki Emil Czeczko już zapisał się na kartach polskiej historii obok takich postaci, jak: Stanisław Szczęsny Potocki, Franciszek Ksawery Branicki, Adam Gurowski czy Wojciech Jaruzelski. Chyba że dojdzie do jakiegoś niesamowitego zwrotu, który sprawi, że postawimy go obok literackiego Andrzeja Kmicica.