Prezydent Andrzej Duda przeprowadził konsultacje w sprawie „grupy przestępczej o charakterze zbrojnym”, która napadła na własny naród i przez dwa lata z okładem terroryzowała go podczas stanu wojennego. Wezwał ministrów, osobistości, kombatantów. Radził się.
W końcu wypracował stanowisko – państwo polskie jednoznacznie potępi WRON-ę. W jaki sposób? To się jeszcze okaże. Być może pierwszy obywatel będzie musiał zwołać kolejne narady i wypracować kolejne scenariusze działania. W końcu pewnie odbędzie się uroczyste potępienie. Jednoznaczne oczywiście. Prezydent zbierze kombatantów, opozycjonistów i z marsową miną, przejęty, będzie wyklinał Jaruzelskiego i Kiszczaka. Bo przecież zawsze był gorącym orędownikiem ich – jednoznacznego, rzecz jasna – potępienia. Cały ten cyrk, który niewątpliwie przed nami, będzie w gruncie rzeczy służył jednej osobie – prezydentowi. Nastąpi po to, by mógł zmyć z siebie odium weta. By mógł pokazać, iż jest wierny głównym postulatom środowisk niepodległościowych, którym w dużej mierze zawdzięcza wyborcze zwycięstwo. By w blasku fleszy ściskać dłonie kombatantów, budować sobie poparcie ich wielkością. Nazywam to cyrkiem, bo poza elementem pokazu nie będzie w tym żadnej wartości, i co ważniejsze – odbędzie się bez kosztów. Do tego nie trzeba odwagi. Wystarczy cwaniactwo. Nie tego oczekiwali wyborcy. I nie to obiecał im Andrzej Duda. Miała być DEGRADACJA. Zdjęcie z honoru Wojska Polskiego brudu generalskich stopni „grupy przestępczej o charakterze zbrojnym”. Po 30 latach akty potępienia, nawet jednoznaczne, mają taką wartość jak śnieg z grudnia 1981 r. Są dowodem na słabość Rzeczypospolitej. A ogniwem, które pękło pod naporem postkomunistycznego lobby, jest pierwszy obywatel. Po raz kolejny. I idę o zakład, iż nie po raz ostatni.