Dlatego Chiny kanałami dyplomatycznymi przypominają, że są jedną ze stron rozejmu, który zakończył wojnę koreańską. Płynące z Państwa Środka komentarze świadczą też, że jego władze wolałyby, aby spotkanie Kim–Trump odbyło się raczej w Pekinie niż w Singapurze. Równocześnie Chiny w sposób kontrolowany zaczęły rozpuszczać pogłoski, jakoby w wyniku wstrząsów po próbach jądrowych doszło do zawalenia się części instalacji nuklearnych Kima, i stąd ugodowość Pjongjangu. Takie informacje osłabiają pozycję negocjacyjną Korei Północnej. To jednak tylko sygnał. Reżim północnokoreański jest tak zależny od Pekinu, że ten bez trudu może zupełnie zablokować rozmowy. Chiny zdają się jednak na razie mówić Trumpowi: „Jeśli chcesz odtrąbić dyplomatyczne zwycięstwo, musisz i nam coś dać”.
Chiny za, a nawet przeciw
Stosunek Chin do rozmów Kim Dzong Una z prezydentem Korei Południowej Moon Jae-inem oraz planowanych rozmów z Donaldem Trumpem jest ambiwalentny. Zdaniem renomowanej gazety z Hongkongu, choć Pekin gorąco popiera denuklearyzację na Półwyspie Koreańskim, to obawia się, że zostanie wykluczony z ważnych negocjacji o przyszłości regionu.