I tak w kółko, od konferencji do konferencji, od szczytu do szczytu. Interes się kręci. Jedno jest pewne – w walce o „cele klimatyczne” elity świata Zachodu (nie mówiąc o innych regionach) nie zamierzają uszczknąć nic ze swoich przywilejów i stylu życia. Zapłacić mają zwykli ludzie. Już zresztą płacą, bo na horrendalne ceny energii, pośród innych czynników, wpłynęło też samo ogłoszenie drakońskich i wyśrubowanych celów w ramach tzw. FIT 2050. I, jak znam życie i historię, najwięcej ze wszystkich zapłacą najubożsi w najbiedniejszych krajach. Dla których podobno to wszystko jest robione, bo ocieplenie klimatu, jak mówią, najbardziej dotyka biedne kraje Południa.
Cena kursokonferencji i kto za nią zapłaci
Brytyjskie tabloidy wprost pławią się w wyliczaniu, ile to samolotów i samochodów było potrzebnych, by dowieźć polityków, naukowców czy celebrytów na szczyt klimatyczny do Glasgow. Dodajmy do tego, że tuż przed szczytem w Szkocji odbył się szczyt G20 w Rzymie poświęcony klimatowi, więc przemieszczanie się „grubych ryb” z miejsca na miejsce powodowało spalanie kolejnych ton benzyny.