Ten jeden ze starszych krajów UE (powstały już VII w.) ściga się z Izraelem, jeśli chodzi o liczbę wyborów. Ostatnio w czasie publicznej debaty dwóch byłych ministrów finansów: jeden ze zwycięskiej w ostatnich wyborach partii GERB Władysław Goranow, a drugi z socjoliberalnej (!) opozycji Asen Wasiljew (b. wicepremier), zgodnie stwierdziło, że Bułgarię… czekają kolejne wybory i to dwa razy: wiosną i latem 2023 r. W poniedziałek misję sformowania rządu otrzymała od prezydenta partia GERB, której szefem jest b. premier Bojko Borisow, aresztowany przed rokiem pod zarzutem przyjęcia kilkuset tysięcy euro (skąd my to znamy?). Borisow, który jest już na wolności, a którego partia należy do Europejskiej Partii Ludowej (jak PO i PSL), misji utworzenia gabinetu się nie podjął. Skoro wybory mają być w marcu przyszłego roku… Na wiecznej karuzeli wyborczej i braku stabilności politycznej w Bułgarii w oczywisty sposób korzysta Rosja.