Przeciwko Grzegorzowi Schetynie 7 kwietnia sprzysięgło się wszystko. O ile jednak na wzrost napięcia między USA i Syrią „premier z Wrocławia” wpływu nie miał, to własną słabą formę podczas niedoszłego przemówienia życia pretensje może mieć już tylko do siebie.
Jeszcze dzień przed głosowaniem do boju zagrzewała lidera PO „Gazeta Wyborcza”, publikując tekst „Najważniejsze przemówienie Grzegorza Schetyny”. Manifest programowy, mający porwać całą Polskę, odebrać PiS-owi poparcie niezdecydowanych i ostatecznie pognębić konkurencję, okazał się zbiorem zapowiedzi odwetu, rytualnej krytyki PiS-u i populistycznych roszczeń. Zamiast przedstawić nową ofertę, Schetyna przypomniał Polakom, dlaczego nie poparli jego partii w przełomowym roku 2015.
Od OMON-u do Rosji w NATO
Schetyna zdawał się mylić charyzmę z agresją. Choć nie padły tym razem słowa o dorzynaniu watahy czy wyginięciu „jak dinozaury”, groźby w stylu przełomu politycznego sprzed 10 lat czaiły się między zdaniami lidera PO. Schetyna zarzucał Prawu i Sprawiedliwości wszystkie grzechy własnej formacji, takie jak skok na państwowe pieniądze i stanowiska, korupcję i niekompetencję. Słuchacze, co zresztą znakomicie wychwycił później Jarosław Kaczyński, mogli mieć problem z połapaniem się, czy lider PO mówi o PiS-ie, wspomina rządy swojej partii, czy może wreszcie formułuje jej program na przyszłość. Tym samym dał swoim przeciwnikom argumenty do ręki, niemal natychmiast Sejm i internet przypominać zaczęły afery Platformy, nadużycia związane z podejściem tej partii do wolności słowa (której rzekomo PiS ma obecnie zagrażać), wreszcie znakomite relacje ekip Tuska i Kopacz z administracją Putina i samym przywódcą Rosji. Gdy Grzegorz Schetyna mówi o spychaniu dzisiejszej Polski w kierunku strefy wpływów Kremla, wykazuje poważne braki pamięci lub instynktu samozachowawczego. Znakomite, choć dla naszej strony niekorzystne relacje z postsowieckimi służbami specjalnymi, pamiętne przeprosiny Pawła Grasia wygłoszone w języku rosyjskim pod adresem funkcjonariuszy OMON-u, przyjacielska, choć wciąż bardzo tajemnicza rozmowa Donalda Tuska z Władimirem Putinem na sopockim molo czy wypowiedzi Radosława Sikorskiego o rosyjskiej demokracji i przyszłej obecności w NATO – to bynajmniej niekompletna lista, z której wynika jasno, kto z kim długo pozostawał w przyjaźni.
Na chwilę odchodząc od piątkowej debaty, warto zauważyć, że w wypadku możliwego ocieplenia relacji Niemiec i Rosji spodziewać się można również ponownej zmiany stosunku polityków opozycji do drugiego z tych państw. Tymczasem jednak Platforma straszy swoich wyborców, że PiS zrywa więzi z Europą i przesuwa Polskę na wschód. Wszystkich zaś, próbując pobić własne rekordy hipokryzji, przekonuje, że jedynie przejęcie władzy przez niedawnych zagorzałych przeciwników programu Rodzina 500+ jest gwarancją jego kontynuacji, ponieważ tylko rządy Schetyny zagwarantują środki budżetowe na realizację świadczenia po 2019 r. Obietnica ta, niezależnie od całej swojej śmieszności, stoi też w sprzeczności z zapowiedzią unieważnienia jedną ustawą wszystkich zmian, jakich w polskim prawie dokonało PiS po wrześniu 2015 r. Ta zapowiedź obejmuje również kwestie personalne – Schetyna zapowiedział bowiem przywrócenie na stanowiska wszystkich odwołanych przez obecny rząd oficerów. Znów chodzi więc o to, żeby było tak, jak było. Czy naprawdę trzeba było usypiać słuchaczy przez ponad godzinę?
Neumann i fejki
Znaczące jest, że korzystając z prawa do dodatkowego czasu w wystąpieniu w imieniu klubu, Platforma zaszczyt ten przyznała Sławomirowi Neumannowi, który kilka dni wcześniej zapowiadał, że z PiS-em walkę prowadzić należy za pomocą kija bejsbolowego. I faktycznie – jego przemowę porównać można do okładania przeciwnika drewnianą pałą, na szczęście jednak niezbyt celnego. Wystarczy wspomnieć, że Neumann przywołał jeden z fake newsów zeszłego tygodnia, sprawę nauczyciela, rzekomo zwolnionego z pracy przez lokalnych polityków PiS-u, tylko za podawanie na Facebooku linków do kolejnych odcinków „Ucha prezesa”. Zważywszy na niezasłużoną, lecz olbrzymią popularność programu Kabaretu Moralnego Niepokoju, partia rządząca mogłaby doprowadzić do masowego bezrobocia, tymczasem za lokalną aferą stoi miejscowy działacz PSL-u, o czym pisał sam zainteresowany, który najwyraźniej, nie będąc sympatykiem PiS-u, nie miał też ochoty na stanie się bohaterem politycznej wojny na szczeblu ogólnopolskim.
Bardzo ciekawe wystąpienie Pawła Kukiza zaowocowało bardzo mocnym, ponadczterotysięcznym przypływem fanów tej partii na Facebooku. Kukiz, choć nie uniknął nudnych, powtarzalnych niczym refren sloganów o partiokracji i podobieństwie dwóch dominujących partii, skupił się jednak na dość bezlitosnym punktowaniu wnioskodawców. I tak, odnosząc się do planów zmniejszenia liczby posłów, zaproponował klubowi PO wyjście z sali, do historii ma szansę przejść zaś fraza o pomyleniu przez polityków Platformy miłości do Europy z prostytucją.
Kopacz o maśle, a Petru śpi
Kamery uchwyciły przysypiającego podczas exposé szefa Nowoczesnej. Słuchając późniejszego wystąpienia Ryszarda Petru, można było odnieść wrażenie, że lider przeżywającej sondażowy zjazd partii nie obudził się i śni wyjątkowo piękny sen – tak wyidealizowany był nakreślony przez niego obraz przyszłej Polski pod jego rządami. Co ciekawe, trochę przy okazji oberwało się nie tylko PiS-owi, lecz również Platformie. W pewnym momencie zaś, co umknęło zdaje się komentatorom, Petru zaczął „mówić Kukizem”, stwierdzając, że Polski nie mogą zmienić partie wywodzące się z Okrągłego Stołu. Ciekawsze jednak rzeczy działy się później, gdy politycy Nowoczesnej postanowili odegrać się za sejmowe upokorzenie i wymuszone głosowanie za wotum zaufania dla Grzegorza Schetyny i w telewizyjnych wypowiedziach mocno dystansowali się od sejmowej przegranej opozycji. W programie „Woronicza 17” warszawski polityk Nowoczesnej Zbigniew Gryglas nie szczędził krytyki wystąpieniu Schetyny i stwierdził, że gdyby zamiast jednego w piątek odbyły się dwa głosowania, pierwsze przeciw rządowi i drugie – za powołaniem Grzegorza Schetyny, w drugim głosowałby przeciw. PSL, popierając Schetynę, również nieśmiało wyraziło niezadowolenie z zachowania lidera PO i zaprezentowało dość kuriozalny plan przeprowadzania kolejnych wniosków w trzymiesięcznych cyklach, podczas których jako kandydaci prezentowaliby się kolejni liderzy partii opozycyjnych.
Najbardziej zadowoleni z debaty mogą być jednak politycy i wyborcy PiS-u. Po kilku słabych miesiącach, w sytuacji bezpośredniego starcia, nareszcie oddech zyskał – oby na dłużej – polityczny marketing partii. Internet zasypano dobrymi infografikami, mówcy zaś w Sejmie i mediach wydawali się przygotowani lepiej niż w ostatnim okresie. Głosujący na partię Jarosława Kaczyńskiego mogli przypomnieć sobie, dlaczego dali jej władzę, zniechęceni PO zaś zobaczyć mogli tę samą arogancką i niemającą do zaofiarowania nic poza własnymi fobiami partię właścicieli III RP. Sama Beata Szydło kolejny raz pokazała się jako osoba pewna siebie, asertywna, której nie można sprowadzić do roli marionetki sterowanej z tylnego siedzenia.
Za jakiś czas z tego epizodu zapamiętamy jedynie Ewę Kopacz straszącą wzrostem cen masła spowodowanym przez 500+ i porażkę Grzegorza Schetyny, któremu zabrakło armat. Czy było warto? Z punktu widzenia PO – raczej nie. PiS zyskuje natomiast szansę, by po tej lekcji wrócić do sprawniejszego komunikowania się ze społeczeństwem, tak by mogło wrócić do myśli o drugiej kadencji samodzielnych rządów, na które na razie nawet korzystniejsze sondaże nie dają szans.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Grzegorz Schetyna #Prawo i Sprawiedliwość #Platforma Obywatelska #PO #PiS
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski