Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Jan Pospieszalski,
30.01.2016 10:12

POLA, czyli czas na patriotyzm gospodarczy

Wiele tzw. polskich marek, które powszechnie kojarzą się z rodzimym biznesem, należy do obcego kapitału.

Wiele tzw. polskich marek, które powszechnie kojarzą się z rodzimym biznesem, należy do obcego kapitału. Choć produkują u nas i zatrudniają Polaków, zysk, a często nawet podatki,wyprowadzają za granicę.

Kiedy przygotowywałem jeden z programów telewizyjnych, potrzebny mi był komentarz niemieckich korespondentów akredytowanych w Polsce. Wykonałem szereg telefonów i uwagę moją zwróciła pewna prawidłowość. Niezależenie od tego, czy byli to dziennikarze telewizyjni, radiowi, czy reprezentowali prasę, wszyscy mieli telefony komórkowe zarejestrowane w sieci niemieckiego operatora działającego w Polsce. Po jakimś czasie spotkałem znajomego prawnika, który, okazało się, pracuje właśnie dla tej sieci. Kiedy podzieliłem się z nim tym spostrzeżeniem, odparł, że to całkiem naturalne. Tak samo jak to, że wszystkie samochody służbowe, z których korzystają pracownicy tej niemieckiej sieci, to volkswageny. Drobny szczegół, a jakże wymowny. W sferze deklaracji słyszymy: „otwartość, wspólnota, europejskie wartości”, ale gdy w grę wchodzą pieniądze, liczy się narodowy interes. Podobnych obserwacji w świecie biznesu jest mnóstwo. Niemieckie koropracje działające w Polsce wybierają niemieckie firmy ubezpieczeniowe, kancelarie prawne, agencje PR itp. Opowieści o cudownie regulującej niewidzialnej ręce rynku, o kapitale, który nie ma narodowości – to bajeczki dla naiwnych. Patriotyzm gospodarczy istnieje i w UE stosowany jest brutalnie. To, że unijni komisarze nazywają go nieraz protekcjonizmem i walczą z nim, ma miejsce, gdy trzeba np. zabronić pomocy publicznej dla polskich stoczni, bo w przypadku niemieckich już nie. Nie należy się temu dziwić, tylko postępować tak samo. Idea, by popierać polski biznes, przebija się coraz bardziej do świadomości konsumentów. Hasła: „Kupuj polskie produkty”, „Wspieraj polskich wytwórców”, „Wybieraj polskie marki” są już na tyle nośne i znane, że nawet trafiły do reklamy sieci Biedronka. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy postawimy pytanie, które „polskie marki” są naprawdę polskie. O tym, że Żywiec, Wedel, Morliny, Bobo Frut, Dębica od dawna są w rękach zagranicznych korporacji – raczej wiadomo. Jednak skala tego zjawiska jest przykrym zaskoczeniem. Wpisując w wyszukiwarkę hasło „firmy wyprzedane”, znajdziemy cały katalog marek, które powszechnie kojarzą się z rodzimym biznesem, często reklamowane są jako polskie, a są własnością kapitału obcego. Owszem, wiele z nich zatrudnia Polaków i mieści się u nas, ale zysk, a często nawet podatki, trafiają za granicę. Aby sprawdzić, czy wydane przez nas na zakup konkretnego produktu pieniądze tworzą dobrobyt naszego kraju, przychodzi z pomocą inicjatywa młodych ludzi z Klubu Jagiellońskiego. Wielu z nas używa już smartfonów. Należy zainstalować na nim bezpłatnie aplkację POLA. Będąc w sklepie, po zeskanowaniu kodu kreskowego umieszczonego na metce towaru, możemy w kilka sekund dowiedzieć się: czy wyprodukowano go w Polsce, czy producent opiera się na polskim kapitale, a nawet czy wspiera innowacyjność i tworzy wykwalifikowane miejsca pracy. To skuteczne narzędzie wsparcia dla polskiego kapitału. Biorąc pod uwagę przywileje zagranicznych firm, nie zawsze uczciwe metody transferu zysków, unikanie podatków, nasza konsumencka solidarność z polskimi wytwórcami może pomóc im w nierównej konkurencji. Owszem, obecny rząd wreszcie zamierza wprowadzać cywilizowane relacje w tym obszarze. Podatek bankowy i zapowiedź opodatkowania wielkich sieci handlowych to pierwsze próby przywrócenia symetrii w stosunkach ekonomicznych, ale nasza postawa też ma znaczenie. To szczególnie ważne w czasach, gdy pod pozorem walki o tzw. demokrację w Polsce trwa walka o zachowanie ekonomicznych wpływów i dotychczasowych przywilejów.

Więcej
Reklama