Obrońcy
„demokracji” zapomnieli, jak były prezydent – wódz
„falangi w obronie polskiej wolności” – krytykował wychodzenie na ulice.
„To oryginalny pomysł, aby sugerując, że jest zagrożona polska demokracja, z tej demokracji w pełni korzystać” – zarzucał Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdy PiS organizowało marsze w obronie demokracji. Innym razem, gdy ówczesna partia opozycyjna protestowała w sprawie bałaganu przy wyborach samorządowych – system informatyczny PKW padł, a wyniki podano po sześciu dniach – Komorowski stwierdził:
„Jeśli ktoś kwestionuje wynik wyborczy, powinien dochodzić swoich racji w sądzie zgodnie z zasadami demokracji, a nie na ulicy”. Rozbiór logiczny tego zdania pozwala stwierdzić, że były prezydent uważał pochody na ulicach w obronie demokracji za niedemokratyczne. Punkty siedzenia i widzenia się zmieniły. Napisałbym nawet, że rząd PiS ma za swoje, gdyby nie to, że oprócz powyższych stwierdzeń, zwolennicy obecnej opozycji zwyczajnie z marszów prawicy szydzili.
Historia pokazała, że szydzili z samych siebie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Grzegorz Wszołek