Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Nisztor,
16.09.2015 21:34

Nasz biznes potrzebuje lobbingu za granicą

Ani służby specjalne, ani polska dyplomacja, ani inne instytucje państwowe do tego powołane nie potrafią skutecznie wspierać rodzimych przedsiębiorstw walczących za granicą o zamówienia i kont

Ani służby specjalne, ani polska dyplomacja, ani inne instytucje państwowe do tego powołane nie potrafią skutecznie wspierać rodzimych przedsiębiorstw walczących za granicą o zamówienia i kontrakty. Musi to jak najszybciej się zmienić.

Niedawno rozmawiam z jednym z posłów opozycji. – Zgłosiła się do mnie francuska ambasada. Chcą mi zafundować kilkudniowy pobyt w Paryżu w bardzo dobrym hotelu i zorganizować spotkania z kierownictwem największych francuskich koncernów połączone ze zwiedzaniem miasta – opowiadał. Każdy z tych podmiotów, z których przedstawicielami miałby się spotkać ów poseł, jest mocno zainteresowany inwestycjami w naszym kraju. Przede wszystkim zawarciem intratnych kontraktów zlecanych przez państwowe spółki lub instytucje w sektorach zbrojeniowym i energetycznym. Tu poparcie polityczne jest kluczowe.

Takie wycieczki oferowane parlamentarzystom przez francuską ambasadę są więc jednym z elementów lobbingu i PR-u tamtejszych firm oraz promocją kraju.

Jak służby wspierają biznes

Nie jest to jednak nic dziwnego ani odosobnionego. Podobne działania podejmują znajdujące się w Polsce placówki dyplomatyczne innych krajów, nie tylko europejskich. A zapraszani na takie wyjazdy (często nazywane studyjnymi) są nie tylko posłowie czy senatorowie, ale także dziennikarze bądź samorządowcy.

Często taki lobbing poprzez działania dyplomacji to niejedyne wsparcie państwa dla rodzimych firm. Przedsiębiorstwa mogą też liczyć na służby specjalne, które dzielą się z nimi posiadaną wiedzą, służą radą i aktywnie wspierają je za granicą. To, jak duże znaczenie przywiązują do tego niektóre państwa, świadczy historia, jaką usłyszałem, zbierając materiał do książki o kulisach polskich prywatyzacji. Dotyczyła ona kulis walki France Telekom o zakup państwowej wówczas Telekomunikacji Polskiej. Koncern początkowo poniósł porażkę w tej walce, bo przeciwko niemu było Ministerstwo Skarbu, które prowadziło transakcję. Wówczas w ambasadzie francuskiej w Warszawie doszło do wymiany dwóch oficerów wywiadu, których zadaniem było wspieranie firm znad Sekwany, robiących lub chcących robić interesy w Polsce.

Nie tylko Francuzi do wspierania swojego biznesu – zarówno państwowego, jak i prywatnego – wykorzystują dyplomację i służby. Mistrzami w tej dziedzinie – oprócz Chińczyków oczywiście – są Amerykanie. Niedawno w związku z tym wybuchł nawet wielki skandal międzynarodowy. Okazało się, że niemieckie służby specjalne w ramach współpracy wywiadowczej przekazywały swoim kolegom ze Stanów Zjednoczonych informacje, które potem były wykorzystywane przez amerykańskie koncerny starające się o kontrakty w Niemczech. Dzięki temu posiadały one bezcenną wiedzę, która dawała potężny handicap.

Synekury dla PSL-owców

Niestety w Polsce taki system wielopłaszczyznowego wspierania przez państwo rodzimego biznesu nie istnieje. Poważnie szwankuje wsparcie polskich przedsiębiorców przez Ministerstwo Gospodarki. Odpowiedzialne za to komórki resortu kierowanego przez Janusza Piechocińskiego, szefa PSL-u, są niewydolne i nie spełniają swojej roli. Najlepszym tego przykładem są Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji Ambasad i Konsulatów RP. Zamiast walczyć w interesie polskich przedsiębiorców, chcących inwestować za granicą, stały się doskonałymi synekurami dla ludzi PSL-u. W efekcie miliony złotych wydawane co roku na działalność tych komórek są wyrzucane w błoto.

Ze swojej roli niezbyt dobrze wywiązuje się też polska dyplomacja. Tylko niektóre placówki (ambasady lub konsulaty) RP faktycznie aktywnie wspierają nasz biznes. Skandalem za to były działania, jakie ponad dwa temu podejmowała polska ambasada w jednym z krajów azjatyckich. Nie tylko utrudniała, ale wręcz przeszkadzała w staraniach jednej z państwowych spółek zbrojeniowych (dziś wchodzących w skład PGZ) o zawarcie intratnego kontraktu. O sprawie wiedziały służby, a także minister skarbu i szef MSZ-etu. Mimo to ci dyplomaci, którzy ewidentnie działali na szkodę nie tylko polskiego przemysłu, ale także całego kraju, w dalszym ciągu mogą cieszyć się ciepłymi państwowymi posadkami.

O podobnych wypadkach torpedowania przez polską dyplomację (głównie w Azji i Ameryce Południowej) starań państwowego przemysłu zbrojeniowego słyszałem kilkakrotnie. Niestety nikt nie poniósł za te skandaliczne działania żadnych konsekwencji. Służby, które powinny ochraniać kontrwywiadowczo te przedsiębiorstwa, a także wykrywać i zwalczać tego typu patologie, nie zrobiły nic. Trudno więc podejrzewać, że uda się te instytucje tak szybko przestawić na działania wspierające rodzimy biznes.

Prywatny przedsiębiorca to wróg

Na wsparcie państwa powinny liczyć nie tylko spółki kontrolowane przez państwo, ale także prywatni przedsiębiorcy. Tak się jednak nie dzieje. Wynika to głównie z obawy urzędników państwowych przed oskarżeniami o korupcję i wybuchem medialnego skandalu. Wyobraźmy sobie sytuację, w której państwo zaczyna wspierać starającego się o zagraniczne kontrakty polskiego biznesmena, nazwijmy go X. Otrzymuje on nie tylko informacje ze służb, które są pomocne w biznesie, ale również w jego imieniu lobbuje polska dyplomacja w danym kraju. Wszystko idzie znakomicie. Do czasu. Ktoś – zawistny w kraju lub konkurencja za granicą – sugeruje, że to wsparcie państwa może mieć podłoże korupcyjne. Wybucha afera. Sprawie przygląda się Centralne Biuro Antykorupcyjne, być może do akcji wchodzi prokuratura. Kilku ważnych polityków musi gęsto się tłumaczyć w mediach, a służba, która przekazywała informacje, przeżywa publiczny lincz. W tym samym czasie intratny kontrakt za granicą przechodzi X koło nosa. Zamiast niego podpisuje go przedsiębiorstwo z innego kraju. Zysk dla Polski? Żaden.

Warto, aby rządzący zdali sobie wreszcie sprawę, że tacy biznesmeni jak X to osoby wpłacające regularnie do budżetu państwa ogromne pieniądze z tytułu podatków. Są kołem zamachowym rozwoju gospodarczego, bo dają ludziom miejsca pracy. Nie można z nich tylko wyciskać i traktować jak potencjalnych złodziei.

Należy o 180 stopni zmienić podejście. Wsparcie przez państwo rodzimych przedsiębiorców, starających się o zagraniczne rynki to coś, na czym skorzystamy my wszyscy.
Reklama