Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Umowa na żerowanie

Niezgrabnie wypowiadająca się i plącząca w niemal każdym zdaniu podrzędnie złożonym szefowa rządu zaczyna budzić raczej litość niż chęć oddania głosu na partię, której jest liderką.

Niezgrabnie wypowiadająca się i plącząca w niemal każdym zdaniu podrzędnie złożonym szefowa rządu zaczyna budzić raczej litość niż chęć oddania głosu na partię, której jest liderką. Jesteśmy świadkami wizerunkowego upadku partii na skalę, która budzi już nawet nie kpiny, lecz zażenowanie. Ale też pewien otwarcie formułowany przekaz – z nami jest bezkarność.

Można być pod wrażeniem tego, jak PO bezwolnie zgadza się na prowadzenie kampanii sprowadzającej się do maratonu kolejowo-medialnego Ewy Kopacz. Dwór z Kancelarii Premiera uparcie trzyma się pomysłu, by uczynić panią premier lokomotywą wyborczą, która odrobi straty w sondażach i zapracuje na dobry wynik PO. Nie bacząc na to, że Ewa Kopacz jest ostatnią chyba w całej partii osobą, która taki ciężar jest w stanie unieść. Niezgrabnie wypowiadająca się i plącząca w niemal każdym zdaniu podrzędnie złożonym szefowa rządu zaczyna budzić raczej litość niż chęć oddania głosu na partię, której jest liderką. Jesteśmy świadkami wizerunkowego upadku partii na skalę, która budzi już nawet nie kpiny, lecz zażenowanie. Te wszystkie zdania z obowiązkowym „ze szczególną starannością” lub natarczywość z mówieniem do odbiorców per „wy” – „wiecie sami, że” – albo takie skrzące się inteligencją zdanko – do działkowców: „Szczególnego znaczenia miejsce stworzyliście nie tylko dla swoich najbliższych, ale także tych, których tam zapraszacie” – robią przygnębiające wrażenie na odbiorcach. To jednak jest premier dużego europejskiego kraju. Dlatego nawet przemyślane chwyty propagandowe spinów PO narażone są na potężne problemy z ich wybrzmieniem. Ostatni pani premier przekazała tak [w oryginale]: „Możemy obudzić się w październiku z myślą, że miejsce tych, którzy chcą otworzyć wielki plan budowy w ramach perspektywy finansowej, wielkiej perspektywy finansowej, bo sięgającej pół biliona złotych i chcą otworzyć »Polskę w budowie numer 2«, mogą znaleźć się na ich miejscu ci, którzy będą aresztować autostrady, którzy będą oczywiście każdego dnia wszczynać procesy, w swojej podejrzliwości hamując kolejne inwestycje”. Z tego bełkociku hasłem, które obiegło media, było sformułowanie o „aresztowanych autostradach” – ludzie jednak nie bardzo rozumieli, o co chodziło Ewie Kopacz. W każdym razie zdanie: „Jak przyjdzie PiS, aresztują autostrady” – weszło zasłużenie do zbioru kpin z PO na portalach społecznościowych. Warto jednak zatrzymać się chwilę nad tym przekazem. Propagandystom PO chodziło zapewne o to, by postraszyć Polaków, że jak PiS zacznie rządzić, wtedy zatrzyma się budowanie dróg i autostrad, bo zahamuje je podejrzliwość nowej ekipy, że dochodzi przy nich do kradzieży. Zatem jeśli chcesz szybko autostrad, drogi Polaku, głosuj na rządzących. A jak brzmi przekaz niedopowiedziany?

Pomnóż przez trzy

Otóż sygnał jest precyzyjny do tych wszystkich, którzy w ciągu lat rządzenia PO weszli – jakby powiedział prof. Andrzej Zybertowicz – w wielopiętrowy system klientelistyczny PO. Każde dziecko w Polsce wie, że buduje się tu najdroższe autostrady na świecie. I nie dlatego, że używa się do ich budowy najdroższych materiałów albo że warunki geograficzne sprawiają, że koszt budowy jest tak wysoki, wyższy niż gdzie indziej. Tajemnicą poliszynela, dokumentowaną niekiedy wybuchami kolejnych, pospiesznie tuszowanych afer, jest to, że one są tak drogie, bo przy ich budowie się kradnie. Na wielką skalę. Ot, informacja pierwsza z brzegu, z Tarnowa. Zeznania z maja w postępowaniu o korupcję przy budowie łącznika do autostrady A4. Jak wyprowadzić ponad 20 mln zł z zarządzanych przez PO funduszy publicznych? Były szef budowy Paweł Ch. zeznał, że firma Strabag mogła samodzielnie zbudować łącznik za 13 mln zł. Nie potrzebowała do tego żadnych wspólników. Ale konkurencja też planowała złożyć oferty. Co zatem zrobiono? Strabag zamiast oferty za 13 mln zł złożył ją za blisko… 40 mln zł. Okazało się, że był jedyny i… przetarg wygrał. Jak to się stało? Szefowie krakowskiego oddziału spółki dogadali się z konkurencją, by ta nie walczyła o kontrakt. Według Pawła Ch. efektem zmowy było powołanie do życia konsorcjum Strabagu oraz firm Mota Engil i Poldim. Dołączenie dwóch firm, które też chciały zarobić, dało prosty rachunek – rzeczywistą wartość budowy pomnożono razy trzy. Dzięki temu firmy mogły się podzielić ponad 20 mln zł, które przepłacił Tarnów. Jak to w ogóle możliwe? W państwie PO-PSL żaden problem – łapówki dla samych szeregowych urzędników uczestniczących w podejmowaniu decyzji opiewały na 30 tys. zł. Nie muszę dodawać, że działo się to w 2010 r., kiedy zarówno Tarnowem, jak i województwem, a także Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, rządziła koalicja PO-PSL. W tej sprawie zarzuty ma już 20 osób, ale śledztwo, które wlecze się od dwóch lat, a które miało zakończyć się 29 sierpnia, zostało nagle przedłużone do przyszłego roku. Najwyraźniej przed wyborami nie może dojść do finału tej sprawy.

Przymknijcie oko na kradzież

Teraz zatem PO mówi więc mniej więcej: wielkie żerowanie na pieniądzach publicznych, na szerokim nurtem płynących do kraju funduszach europejskich może się skończyć, jeśli nie utrzymamy się przy władzy. Ba, ostrzegamy, zaczną być wszczynane procesy – bójcie się – pracownicy i szefowie polskiego oddziału Strabaga i wielu, wielu innych firm budowlanych, urzędnicy, kierownicy budów itp., itd. A przecież chodzi nie tylko o budowę dróg, ale wszystkiego, co wznoszone jest z wykorzystaniem środków publicznych w systemie PO – od krawężników po mosty i muzea. A widzom tego wszystkiego – nieuczestniczącym w skoku na kasę wyborcom – ten przekaz mówi tak: jeśli chcecie szybko autostrad, musicie przymknąć oko, kiedy kradniemy. Grunt, że będą w końcu drogi. Ten specyficzny rodzaj umowy społecznej, można rzec drastycznie – złodziei z okradanymi – może mieć całkiem szeroki zasięg. Kto wie, czy nie trafi do wyborców PO i w jakiejś części uczestników oraz beneficjentów stworzonego przez nią systemu konkretniej niż głupawy spot „Kocham Polskę”. Nie wiem, ilu jest tych klientów PO, ile to głosów? Pół miliona? Milion? Ale wydaje się, że prawdziwa, głęboka zmiana może nastąpić w Polsce wtedy, kiedy ludzie zaplątani w procedery takie jak ten opisany powyżej lub milcząco ich świadomi, powiedzą: dość.

Wycinanka na listach

Tymczasem pani premier wygłasza dyrdymały takie jak ten: „Chcę Polski, w której każdy z nas będzie mówił o niej, że jest piękna i dumna nie tylko dlatego, że tak go uczą rodzice, bo każdego dnia namacalnie będzie to widział”, a w tym czasie całkiem „namacalnie” widać, jak politycy PO coraz mniej lubią Michała Kamińskiego. Ich głosem mówi Paweł Zalewski, bezwzględnie wycięty z listy do sejmu w tym samym okręgu, w którym ma startować „Misiek”. – Michał Kamiński nie jest członkiem PO, ale jest najważniejszym doradcą premier Ewy Kopacz. Jest jej cieniem. Porusza się za nią na każdym wyjeździe. Roman Giertych uzurpuje sobie prawo do reprezentowania interesów Platformy i wypowiadania się w jej imieniu. Nikt mu w tym nie przeszkadza, mam wrażenie przyzwolenia na to – ogłosił w programie „Po przecinku” Paweł Zalewski i tym stracił chyba bezpowrotnie szansę na start w wyborach z list PO. Zalewski musiał wylecieć z tej samej listy, na której jest Michał Kamiński, bo rysowała się realna szansa, że zagrozi nadziejom spindoktora na objęcie mandatu. Z sondażu na sondaż coraz wyraźniej widać, że liczba mandatów do zdobycia przez PO kurczy się co najmniej o jedną trzecią. Pojawiają się już nawet sondaże, jak ten pracowni IBRIS, który gdyby się sprawdził (PO ma w nim 19 proc. poparcia), oznacza utratę przez PO ponad połowy mandatów z obecnego stanu posiadania. Z 202 posłów zostałaby nieledwie setka. Ta bijatyka Kamińskiego z Zalewskim mówi nam właśnie to – trwa w upadającej partii zajadła walka o przetrwanie. Tylne ławy poselskie znikną.

Rozpisane pytania

Partia rządząca ma jednak w mediach nadal karnych pracowników. Oglądając konferencje prasowe trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet pytania dziennikarzy rozpisane są przez spindoktorów PO. Podsuwanie tez w pytaniach, zbitki, które potem mają żyć jako slogany propagandowe, to często komunikaty zawarte już w pytaniach dziennikarzy. Na przykład: prezydent Andrzej Duda mówił przy okazji rocznicy Porozumień Sierpniowych w Szczecinie, że Polska nie jest państwem sprawiedliwym. Prezydent opowiedział o swoim spotkaniu z prezydentem Niemiec. Mówił, że na jego stwierdzenie, iż Polska pięknie się rozwija, odparł, że owszem, ale jest jeszcze i tak, że nie wszyscy odczuwają efekty tego rozwoju, nie wszyscy w tym uczestniczą. Propaganda władzy myślała nad tym dobę. Nazajutrz na pierwszej konferencji Ewy Kopacz pytanie dziennikarza TVN24 brzmiało tak: „Chciałem zapytać, co pani sądzi o słowach prezydenta Andrzeja Dudy, który w czasie rozmowy z prezydentem Joachimem Gauckiem mówi: Polska to nie jest kraj sprawiedliwy”. Ładna manipulacja, prawda? – Czuję się zażenowana – odpowiada rzecz jasna pani premier i dodaje: – Miałam wrażenie podczas tej rozmowy, że to prezydent Gauck mówił o Polsce dobrze. I było mi z tego powodu przykro.

Ciekawam, czy oprócz pisania odpowiedzi Ewy Kopacz Michał Kamiński pisze także pytania dziennikarzom TVN?

Od Hadacza do Pluszaka

Ta brudna gra prowadzona jest oczywiście na kilku frontach i nie nad wszystkimi bezpośrednio panuje dwór Kopacz. Ostatni numer tygodnika „wSieci” przynosi dowody na zaplanowaną prowokację sztabu PO przeciw Andrzejowi Dudzie w czasie kampanii prezydenckiej. Andrzej Hadacz, instruowany przez osoby ze sztabu Platformy, próbował wzniecić burdę przed debatą telewizyjną kandydatów na prezydenta. W zamian miał dostać mieszkanie komunalne w Warszawie. Tygodnik cytuje stenogramy z podsłuchanych rozmów dowodzące tych działań. O tym media mainstreamowe milczą. Brudna gra, jaką toczy PO, by utrzymać się przy władzy, obejmuje więc i pewnie będzie obejmować różne prowokacje. I w wydaniu kogoś takiego jak Hadacz, i tych, do których przywykamy, w wydaniu Pluszaka. Cała nadzieja w niezależnym obiegu informacji, że po prostu nie dadzą rady. Miejmy nadzieję, że jest on już na tyle silny, by Polaków ochronić przed kolejnymi manipulacjami i prowokacjami władzy. W kampanii prezydenckiej to się udało.

Nie stać z boku

Tymczasem ja winna jestem Państwu słowo wyjaśnienia. Przyjęłam złożoną mi przez lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego propozycję startu w wyborach do sejmu z list Prawa i Sprawiedliwości. W chwili, gdy powstaje ten artykuł, nie są znane jeszcze oficjalnie listy wyborcze tej partii, zatem nic więcej napisać nie mogę, prócz tego, że propozycja ta dotyczy okręgu kalisko-leszczyńskiego. Zgodziłam się przyjąć tę propozycję, bo chcę bardziej bezpośrednio, niż pisząc, wziąć udział w zmianie Polski. Mam nadzieję, że nadchodzi czas, gdy będziemy mogli dokończyć zmiany zapoczątkowane przez powstanie Solidarności. Że będziemy w stanie zmienić kraj – na Polskę sprawiedliwą, mądrze rządzoną przez ludzi, których Ona autentycznie obchodzi. Pomyślałam, że nie mogę stać z boku. Ale będę pisać dalej – nie przestanę być publicystką. Uprzejmie proszę trzymać za mnie kciuki.

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka