Obsesje Tomasza Lisa
Redaktor naczelny tygodnika „Newsweek” musi zapewne przeżywać trudne chwile. Jego pięcioletnie wysiłki poszły na marne.
„Po stronie nie-PiS-owskiej ludzie wciąż zachodzą w głowę, że ponad 30 proc. Polaków może wierzyć w zamachowe brednie” – biadoli Tomasz Lis w ostatnim „Newsweeku”.
No właśnie, jak to jest możliwe? Przecież Lis et consortes wylewali kubły pomyj na prawicę i jej zwolenników. W serwowaniu drwin, chamstwa i plugastwa nie mieli granic. I nagle okazało się, że to wszystko na nic. Że z roku na rok rośnie liczba osób, które nie wierzą w rządową wersję katastrofy.
Rośnie także liczba osób, które coraz bardziej nie ufają Rosji, co musi być szczególnym ciosem dla Tomasza Lisa. To przecież on przeprowadził ugrzeczniony wywiad z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Nikt inny jak Tomasz Lis już po katastrofie smoleńskiej cieszył się, że nareszcie nastąpił „reset” w stosunkach polsko-rosyjskich i teraz generalnie będzie zgoda i wzajemna przyjaźń. A stosunek Lisa do Rosjan najlepiej oddaje zdanie z jego ostatniego wstępniaka w „Newsweeku”: „Z Rosjanami nie ma się co szarpać”. Ileż odwagi zawarł w tym zdaniu – trudno oprzeć się zachwytom!
Smoleńska obsesja
„Mieliśmy po 10 kwietnia erzac pojednania, po którym wylądowaliśmy w jakże polskiej instytucji – w piekle” – pisze dziś naczelny „Newsweeka”.
A co on robił przez pięć lat?
„Polityk, który niemal został wiceszefem Parlamentu Europejskiego, oświadcza, że Rosja szykuje się do wojny z Polską. I w zasadzie mało kto jest zaszokowany. Paranoi jest wokół nas tyle, że jedna paranoiczna wypowiedź więcej czy mniej na nikim nie robi już wrażenia” – pisał Lis na łamach „Wprost” pół roku po katastrofie. A dwa dni przed uroczystością Wszystkich Świętych 2010 r., 30 października kierowany przez Lisa tygodnik opublikował tekst – jak napisano w zajawkach – na postawie informacji z akt śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy smoleńskiej przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. I według „Wprost” dowódca Sił Powietrznych RP gen. Andrzej Błasik mógł być skonfliktowany z załogą Tu-154. Tygodnik przytoczył też fragmenty zeznań świadczące o tym, że generał w trakcie lotu często siadał za sterami.
Pierwszego listopada wdowa po generale Ewa Błasik poszła razem z dziećmi na cmentarz.
– Nie mogłam spokojnie stać przy grobie męża, bo ludzie syczeli: „Ten, co zabił”. Nie dano mi nawet przed tym dniem Wszystkich Świętych spokoju. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie przerwie tych oszczerczych ataków, dlaczego nikt nie myśli, co my czujemy – tak o swoich dramatycznych przeżyciach mówiła Ewa Błasiak w filmie „Pogarda”.
Dwa tygodnie później wojskowi śledczy na konferencji prasowej stwierdzili, że dowódca wojsk lotniczych gen. Andrzej Błasik nie pilotował rządowego tupolewa w chwili katastrofy.
Czy Lis kogokolwiek przeprosił? Nic z tych rzeczy. Nadal podsycał ogień w swoim palenisku, na którym chciał spalić w ogniu pogardy PiS, a przede wszystkim jego prezesa.
Podobnie zachowuje się jego zastęp, chociażby Henryk Sawka. W ostatnim numerze „Newsweeka” narysował żołnierza z karabinem, postać w generalskiej czapce, trumnę i podpis „zmieścisz się śmiało”. No naprawę, artystyczny majstersztyk, panie Sawka! Zasługuje na rysunkową Hienę Roku.
Chory na Kaczyńskiego
Czytając teksty Tomasza Lisa z ostatnich pięciu lat, naprawdę trudno znaleźć taki, w którym nie pojawiałby się Jarosław Kaczyński. Jego nazwisko jest odmieniane we wszystkich przypadkach, a Lisowi już brakuje pomysłów, jak by tu jeszcze obrazić prezesa PiS. Najnowsza okładka „Newsweeka” jest dopełnieniem tej obsesji – Jarosław Kaczyński jest przedstawiony jako zamachowiec smoleński. Okładkę na portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich skrytykowali dziennikarze i wydawcy, a jedną z najtrafniejszych opinii napisał Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu”. „To wygląda na obłęd, jaki redaktor naczelny »Newsweeka« ma w stosunku do PiS u, ale przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego. Nie wiem, czy nie powinny się tym zająć wyspecjalizowane jednostki medyczne, bo to jest kolejna okładka, która pokazuje w złym świetle – w najgorszym, jakie można sobie wyobrazić – opozycję w demokratycznym kraju” – czytamy w tekście Jastrzębowskiego.
Obsesja Kaczyńskiego nie jest u Lisa zjawiskiem ostatnich pięciu lat: ta przypadłość trapi obecnego redaktora naczelnego „Newsweeka” od co najmniej 10 lat, czyli od dnia, gdy Lech Kaczyński został prezydentem RP, a Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne.
Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie"