PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Duda – to się uda

Po konwencji Andrzeja Dudy jasne jest, że będzie druga tura wyborów prezydenckich.

Po konwencji Andrzeja Dudy jasne jest, że będzie druga tura wyborów prezydenckich. Najbardziej zdumiewające jest chyba jednak to, że układ władzy nie spodziewał się, że Duda może być tak dobry. I że może te wybory naprawdę wygrać. Zszokowany mainstream robi, co może, by jego kandydaturę umniejszyć, a informacje o jego kampanii ograniczać. Liczyć mogą tylko na jedno – że kandydat PiS nie przebije się do wyborców ze swoim przekazem. Bo jeśli się przebije – wygra

Z całą pewnością można już przyjąć, że Duda przebije się do wyborców PiS. Konwencja, dobrze pomyślana, świetnie zrealizowana, zawierała atrakcyjny medialnie kontent. Było nim nie tylko dobre, ze swadą i energią wygłoszone przemówienie Andrzeja Dudy, ciepłe i nawiązujące do tradycji ethosu inteligenckiego słowa Zofii Romaszewskiej, lecz także dowcipne wystąpienie Janusza Rewińskiego czy Lucjusza Nadbereżnego. Wszystkie, powtarzane przez Telewizję Republika, zamieszczane na portalach niezależnych i linkowane po wielekroć na portalach społecznościowych są świetnym środkiem na dotarcie do prawicowej publiczności i – to jest jasne – zapracują na wynik. Wydaje się więc, że każdy, kto chciałby dziś spekulować, iż Andrzej Duda dostanie w pierwszej turze poniżej 30 proc., naraża się na zarzut ignorancji. Oczywiście te minimum 30 proc. to za mało, by wygrać, ale wystarczająco dużo, by odebrać Bronisławowi Komorowskiemu nadzieję, że uda się uniknąć drugiej tury. Najwyraźniej też z obozu rządzącego uszło powietrze. Nie doceniano dotąd – nie tylko zresztą w establishmencie, także wśród stękających narzekania tzw. prawicowych publicystów i różnych awanturników po prawej stronie sceny politycznej – zdolności i talentu Andrzeja Dudy. To zaskoczenie obserwatorów sceny politycznej może dziwić – rok temu na kongresie programowym PiS to Andrzej Duda, obok Jadwigi Wiśniewskiej i Beaty Szydło, przedstawiał program partii. I to wtedy Andrzej Duda pokazał się już jako świetny mówca, energetyczny i z charyzmą, której nie powstydziłby się Tony Blair czy zwycięzca ostatnich wyborów we Włoszech, obecny premier Włoch Matteo Renzi. Abstrachując od różnic programowych, wizerunkowo Duda zaprezentował się właśnie tak jak oni – to typ „fajnego czterdziestolatka”, który dominuje dziś w polityce europejskiej. Ale są też i inne skojarzenia – ktoś, kto jest zdecydowanie z obozu sprzyjającego Bronisławowi Komorowskiemu, pod wrażeniem konwencji Dudy mówił mi: to jest starcie Nixon–Kennedy. Przystojnym, czarującym tłumy Kennedym w tym porównaniu ma być oczywiście Andrzej Duda.

Konsternacja na prawicy
To był oczywiście świetny start kampanii, którego nie przykryły usiłowania spozycjonowania prawicy jako „oszołomów”, którzy „opowiadają się za przemocą wobec kobiet” przy okazji głosowania ustawy ratyfikującej przyjęcie konwencji przemocowej, choć trzeba przyznać, że swoimi emocjonalnymi występami w sejmie posłowie i posłanki prawicy świetnie się w ten scenariusz wpisali. Ale prawdziwą konsternację wzbudziły próby zneutralizowania wymowy konwencji PiS przez prof. Andrzeja Nowaka z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ten wybitny historyk przez kilkanaście tygodni był lansowany przez niektóre środowiska na prawicy jako najlepszy kandydat na prezydenta, którego powinno wystawić PiS. W promocję prof. Nowaka zaangażowało się Radio Wnet Krzysztofa Skowrońskiego, środowiska związane z Klubem Ronina, a także m.in prof. Jan Żaryn, który wygłaszając laudację przy okazji wręczenia przez Towarzystwo Patriotyczne nagrody prof. Nowakowi, ogłosił: oto przyszły prezydent Polski. Profesor Nowak słuchał tego skromnie, ale nie bronił – pozwolił, by wyprodukowano ulotki z jego zdjęciem i napisem w stylu „Andrzej Nowak – prezydent Polski”. Usiłowania te spełzy, jak wiemy, na niczym – PiS słusznie postawił na sprawdzonego i doświadczonego w pracy państwowej polityka, a nie na politycznego naturszczyka. Widocznie jednak próżność nie jest obca wybitnym naukowcom. Rozczarowanie – rzecz ludzka – zaważyło chyba na drodze postępowania, jaką wybrał w ostatnich dniach prof. Andrzej Nowak, ogłaszając kilkakrotnie, że… Jarosław Kaczyński musi odejść. Nie ma nic złego w spekulacjach, czy lider jakiejś partii powinien być nim dłużej, czy nie – ale nie w trakcie morderczej kampanii. Truizmem jest pisanie, że bez Jarosława Kaczyńskiego nie ma siły PiS-u, ba, nie byłoby pewnie też wystawienia kandydatury Andrzeja Dudy, który ma RZECZYWISTE szanse na zwycięstwo z Bronisławem Komorowskim. Profesor Nowak, najpierw w bardzo nieeleganckim – wymawiającym niski wzrost i ponoć zaawansowany jak na polityka wiek lidera PiS – liście, opublikowanym przez portal wpolityce.pl, potem w wywiadzie dla „Do Rzeczy”, stwierdza, że miarą dojrzałości politycznej Jarosława Kaczyńskiego będzie jego rezygnacja z planów objęcia funkcji premiera. Bo praca tytaniczna, jaka czeka szefa rządu po ewentualnym pokonaniu PO, miałaby uniemożliwić liderowi PiS sprostanie zadaniom. Trudno o coś mniej mądrego – Jarosław Kaczyński jest pewnie najlepiej w tej chwili przygotowanym do rządzenia politykiem w kraju. Trudno oprzeć się wrażeniu, że słowa profesora są jak przekazy dnia zaczerpnięte z „Gazety Wyborczej” i wypisywane w kajecikach propagandystów Platformy. Profesor nie jest politykiem, tylko historykiem i politologiem – możemy udać, że nie wie, co robi, atakując lidera partii na starcie kampanii. Ale warto napisać wyraźnie –  głosząc to, co głosi, chcąc czy nie, pracuje dla Platformy i Bronisława Komorowskiego.       

Bez pomysłu, bez energii
Tymczasem słabość obecnego lokatora Belwederu przytłacza chyba nawet obóz rządzący. Nie wiem, jaka zaraza wybiła jako tako wykształconych specjalistów od wizerunku pracujących dla PO, ale najwyraźniej nikt przytomny już się nie ostał. Wywiady raz po raz w telewizjach rządowych nijak nie ratują wizerunku przaśnego, pozbawionego energii nudziarza, jakim zaprezentował się na swojej konwencji Bronisław Komorowski. Dzień wcześniej przeczytał z kartki kilka zdań, że podjął decyzję o ponownym kandydowaniu i że, jak odczytał, „skłaniają mnie do tego wysokie oceny mojej pracy”.  Nazajutrz na konwencji Platformy ogłosił, że „musi być przemówienie” i że „teraz je przeczyta” – i pokazał kartki... Na dodatek premier Kopacz, po przeczytaniu napisanego jej przemówienia o tym, że PO nie pozwoli na „wszelkie radykalizmy”, dorzuciła jeszcze spontanicznie, od siebie, zachętę do głosowania na… „jedynie słusznego” kandydata. Jednym słowem – PRL w czystym wydaniu. Konwencja wyborcza Andrzeja Dudy zdemaskowała i przaśność, i postkomunistyczny charakter, i uderzającą słabość PO. Propaganda robi, co się da, ale… król jest nagi. I trwa w szoku.

Jak nie idzie, to nie idzie
Tak, to nie jest dobry czas dla Platformy. W chwili, gdy powstaje ten tekst, przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej trwa protest kilku tysięcy górników domagających się dymisji zarządu spółki. Demonstranci, których policja potraktowała armatkami wodnymi, bronią gładkolufową i gazem, zebrali się przed siedzibą spółki po  konferencji prezesa Jarosława Zagórowskiego i zapowiedziach, że strajkujący nie otrzymają wypłaty za czas strajku. Zarząd JSW ani myśli o podaniu się do dymisji – rezygnacja oznacza utratę nie tylko pracy za 80 tys. złotych, ale też wielomilionowych odpraw. Górnicy protestują przeciw wypowiedzeniu obowiązującego od trzech lat układu zbiorowego, który gwarantował im miejsca pracy na 10 lat. – Prezes nie poda się do dymisji, bo jest jeszcze sporo pieniędzy do wyprowadzenia – dało się usłyszeć głos jednego z górników w jednej z telewizji. Te słowa nie dziwią – w ostatnich dniach media przynosiły informacje o zdumiewająco drogich inwestycjach czynionych przez zarząd JSW, jak remont hotelu czy budowa biurowca. Najbardziej bulwersujący jest chyba inny wydatek – otóż zarząd JSW wykupił sobie polisę ubezpieczeniową od… skutków nietrafionych, błędnych decyzji. Na sumę, bagatela, miliard złotych! Ile wynosi prowizja od takiej polisy, możemy sobie tylko wyobrazić – niemniej ktoś takie pieniądze ze spółki na ten cel wydał i ktoś je zarobił.   

Klęska w Tychach
Protesty się zaostrzają, ale przedstawiciele rządu milczą – nie ma stanowiska ani Ministerstwa Skarbu Państwa, ani Ministerstwa Gospodarki. Milczy też kancelaria premiera. Tym razem jednak o manifestacji informują wszystkie telewizje – wygląda na to, że propagandyści uznali, iż lepiej informować o protestach niż o konwencji i kampanii Andrzeja Dudy. Ale być może też komuś zależy na polaryzacji nastrojów społecznych i zaostrzeniu protestów. Ewa Kopacz, p.o. szefa Platformy, właśnie poniosła kolejną, bolesną klęskę. Mandat w wyborach uzupełniających do senatu wywalczył kandydat PiS Czesław Ryszka. Wygrał w mateczniku PO, w Tychach, gdzie dotychczas „królowała” Elżbieta Bieńkowska. Otoczenie Ewy Kopacz kompletnie się tego nie spodziewało – przeciwnie, szykowało się, że po zwycięstwie kandydata PO Michała Gramatyki odtrąbi sukces Ewy Kopacz, która umocniła swoje przywództwo. Z umacniania nici, z przywództwa takoż – ta klęska na Śląsku to nowy sygnał, że to Platformę, a nie PiS czeka zmiana lidera. Kandydat PiS wygrał z przytłaczającą, kompromitującą Platformę, dwukrotną przewagą nad rywalem z PO. Kopacz i Tusk będą chcieli tę ewentualną zmianę odwlec jak najpóźniej – jednak emocje wewnątrz Platformy, gra Grzegorza Schetyny i ambicje wciąż upokarzanego przez ludzi Tuska Bronisława Komorowskiego mogą plany te wywrócić. Jednak z punktu widzenia taktyki PiS to właśnie Ewa Kopacz powinna być premierem do dnia wyborów parlamentarnych.

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka