Sądy okręgowe rozpatrujące protesty wyborcze w całym kraju stoją przed trudnym, ryzykownym zadaniem. Nie dlatego, że protesty są słabo udokumentowane – już fakty podawane przez niezależne media pokazują, że materiału dowodowego dokumentującego nieprawidłowości jest bardzo wiele. Że ich skala jest ogromna i nie sposób uczciwie stwierdzić, że w wypadku sejmików wojewódzkich nie miały wpływu na wynik wyborczy. Przeciwnie, wiadomo, że wynik wyborów nie odpowiada woli wyborców, że wybrane w ten sposób rady sejmików opierają się na nierzeczywistym mandacie wyborczym.
Mimo propagandy rządowych mediów sędziowie zderzą się więc z presją tych wszystkich, którzy to wiedzą – a tych wcale nie jest mało i nie należą wyłącznie do opozycji. Tyle że sędziowie mają już orzeczenie podyktowane przez najważniejsze osoby w państwie – prezydenta i premiera. Powtórnych wyborów nie będzie, wynik ma zostać uznany, a kto się z tym nie zgadza, trwa w „odmętach szaleństwa”. Przekaz jest prosty – sprawa ma być zamieciona pod dywan. W kraju demokratycznym uznane zostałoby to za niedopuszczalną, skandaliczną presję na niezawisłe sądy. W Polsce tak nie jest. Wobec tej presji władzy i frontu mediów – który z sędziów teraz się wychyli?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka