Jeszcze po szóstej wieczór w sobotę czytaliśmy kpiące komentarze prawicowych publicystów na temat perspektyw Donalda Tuska w Radzie Europejskiej. Przedtem i potem czytaliśmy o jego przewodniczeniu Radzie Europejskiej. Panowie, czas wylać sobie kubeł zimnej wody na głowę (co, zdaje się, jest dziś bardzo modne), a przynajmniej wypić jej pełną szklankę. Od paru dni, mimo mizdrzenia się premiera, było jasne, że obejmie on to stanowisko. Jest jasne, że dla Polski oznacza to wiele różnorakich konsekwencji, złych, ale są i dobre.
Polsce i Polakom jak nigdy potrzebny jest sukces. Każdy rozumie, że zajęcie przez Polaka bardzo wysokiego stanowiska w Unii to również sukces dla naszego państwa. W ocenie tego przyda się dalekowzroczność i wiedza. Wiedza oznacza, że zacznie się odróżniać Radę Europy, dokąd Tusk się nie wybiera, od Unii Europejskiej i jej organów. Możliwe niekorzystne dla Polski skutki można zestawić z symbolicznym wzmocnieniem w tej chwili Polski, jakim jest wybór premiera na wysokie stanowisko. Tusk będzie słuchał Niemiec, ale Niemcy nie muszą być w wiecznym sojuszu z Moskwą. Lepiej, gdy choćby ten wybór Tuska da do myślenia zwolennikom tez o rzekomych polskich winach z czasów II wojny światowej.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Teresa Bochwic