Zbliża się kolejna rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych. Establishment III RP będzie ją może mniej hucznie świętował niż rocznicę Okrągłego Stołu, bo w istocie dla postkomunistycznych tuzów obecnej elity ruch Solidarności był z gruntu obcy. Nie utożsamiają się ani z jej hasłami, ani z modlitwami. Niemniej oficjalne uroczystości odbędą się z wielkim zadęciem, otwarte zostanie Europejskie Centrum Solidarności, Bronisław Komorowski nie omieszka znów opowiadać o 25 latach wolności, z której „możemy by dumni” i lansować się w ramach swojej prekampanii prezydenckiej. Raczej nie należy się spodziewać, by recytowano 21 postulatów (okazałoby się, jak niektóre z nich są niebezpiecznie aktualne), ani by mówiono, czym jest przesłanie Solidarności. To wszak zupełnie niepoprawne politycznie. Zwłaszcza że logicznym wnioskiem z takiego przypomnienia byłaby konstatacja, że politykiem, który w istocie był wierny temu przesłaniu przez całą swoją zawodową drogę, był prezydent Lech Kaczyński z jego programem solidarnej Polski. Że żaden z rządzących dziś, chętnie uznających się za postsolidarnościowych polityków, nie ma z przesłaniem rewolucji Solidarności już nic wspólnego.
Szkoda, że obchody tamtego sierpniowego zwycięstwa zapowiadają się jako wielki pokaz hipokryzji.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka