Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Zjednoczona Partia Układu?

Czasem drobne znaki mówią więcej o rzeczywistości niż uczone analizy socjologów i politologów.

Czasem drobne znaki mówią więcej o rzeczywistości niż uczone analizy socjologów i politologów. Wyraziście naświetlają polskie realia i stanowią najlepsze podsumowanie wielu debat o specyfice III RP. Do tej kategorii należy wrzucona niedawno na Twittera wypowiedź Adama Szejnfelda, posła PO, niegdysiejszego wiceministra gospodarki.
 
Komentując jeden z sondaży poparcia dla ugrupowań politycznych, stwierdził: „PO ma w sumie 52 proc.”. Skąd takie przekonanie? Sondaż dawał następujące wyniki: PiS – 31 proc., PO – 25 proc., SLD – 10 proc., Twój Ruch – 6 proc., PSL – 5 proc., Polska Razem – 6 proc.

Wniosek natury ogólnej, jaki można wysnuć z wypowiedzi Szejnfelda, brzmi następująco: każdy nieoddany w potencjalnych wyborach głos na PiS będzie głosem na Platformę. Szejnfeld sam zaproponował taką negatywną „arytmetykę (przed)wyborczą” i z pewnością nie on jeden tak tę kwestię traktuje. Podliczył Twój Ruch, Sojusz Lewicy Demokratycznej, Polskie Stronnictwo Ludowe. I jeszcze jeden niby-nowy byt polityczny, który niedawno wypączkował, czyli Polskę Razem. Okazuje się, że w jego opinii to tylko satelita rządzącego ugrupowania. Mogą się przekomarzać o to lub o tamto, być za tęczą lub przeciw niej, ale w gruncie rzeczy stanowią jedynie wąską strefę buforową między PO a PiS-em. Choć może lepiej byłoby powiedzieć o prorządowych harcownikach na przedpolu bitwy... W momencie głosowania przy urnach wybór każdej z pomniejszych formacji będzie się rysował jako fałszywa alternatywa. Bo nie tylko poseł Szejnfeld podliczy słupki w przedstawiony sposób.

Karykatura PO-PiS-u

Jest jeszcze jedno istotne zagadnienie, które w tym kontekście dotyczy sceny politycznej. Warto zatrzymać się chwilę przy projekcie Polska Razem. Zostawmy na boku nieznośną manierę wykorzystywania nazwy „Polska” przez politycznych rozbitków. Najwyraźniej nie mają lepszego pomysłu na zareklamowanie się wśród wyborców niż nadużywanie dla partyjnych celów ojczyzny. To maniera nie tylko polityczna: przecież wiadomo, że gdy Tomasz Lis pyta „Co z tą Polską?”, to nie o Polskę mu idzie... Istotniejsze jest to, że „nowa jakość” polityczna proponowana przez Jarosława Gowina jest w gruncie rzeczy kolejną partyjną szalupą ratunkową. A przy tym karykaturą wizji POPiS-u, jeśli uświadomimy sobie, że w jej skład wchodzą zarówno niedawni politycy PJN-u, jak i Platformy. Tak, Polska Razem to „kieszonkowy” pseudo-PO-PiS. I tu także widać, że ugrupowanie to będzie próbowało przekonać do siebie część elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, by wciągnąć ich w polityczną grę byłego ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska.

Mocno niesmaczne jest to, że Jarosław Gowin, nie szczędząc dziś krytyki Platformie, próbuje rozmyć własną współodpowiedzialność za lata rządów tego ugrupowania. Tymczasem był związany z PO przez blisko osiem lat. Znajdował się w gronie prominentnych postaci tej partii i przed katastrofą smoleńską, i po niej. Ponosi współodpowiedzialność za taktykę tego ugrupowania wobec wszystkich obywateli państwa polskiego, a w szczególności wobec tych, którzy nie godzili się, by „zamieść Smoleńsk pod dywan”. Wieloletni prominentny polityk rządzącej formacji nie poczuwa się dziś także do odpowiedzialności za zło, jakie ta partia wyrządziła krajowi, choć świetnie zdaje sobie z niego sprawę. Jako pierwszy naiwny ubolewał całkiem niedawno, że Polacy boją się angażować w oddolną działalność publiczną. I wskazywał na odpowiedzialność PO za tę sytuację. Polityczne rozdwojenie jaźni mocno rzuca się w oczy. Ale czego się spodziewać po polityku przez lata związanym nie tylko z partią Donalda Tuska, ale wcześniej także pozostającym w bliskich kontaktach z Unią Demokratyczną i Unią Wolności? Umówmy się, te formacje nigdy nie były szkołami politycznej uczciwości.

Farbowany lis

Jaką nową jakość chce dziś zaproponować Jarosław Gowin? Kolejną odsłonę opowieści o konserwatywnym liberalizmie jako leku na całe polskie zło? Bardzo przepraszam, ale tylko ludzie mocno sentymentalnie związani z tą opcją, jak Rafał Ziemkiewicz, mogą jeszcze wierzyć, że wreszcie nadchodzi szansa dla Polski. Każdy ma prawo wybrać źle i łudzić się nadziejami. Ale w rzeczywistości mamy do czynienia z próbą takiej korekty sceny politycznej, która potencjalnie umożliwi kolejne przeobrażenie środowisku Platformy Obywatelskiej. A przypomnijmy, że jego znaczna część wywodzi się jeszcze z czasów Akcji Wyborczej „Solidarność”, a źródłowo sięga do pierwszych lat transformacji. Wtedy zarówno rząd dusz, jak i rząd polityczny chciały niepodzielnie sprawować środowiska związane z UD/UW. Co prawda Jarosław Gowin nie jest pupilem „Gazety Wyborczej”, ale poczekajmy na rozwój sytuacji – kto dziś pamięta, jacy aktorzy grali pierwsze skrzypce w początkach Platformy Obywatelskiej? Po triumwiracie „tenorów” dawno nie ma śladu. Polska Razem może jeszcze się przydać oligarchii III RP, nawet jeśli będzie trzeba nieco ją „przeprofilować”... 

Póki co sytuacja jest klarowna. Mamy dwie partie odwołujące się mniej lub bardziej konsekwentnie do szeroko rozumianej lewicowości, zarówno społecznej, jak obyczajowej: SLD i TR. Do tego mocno osadzone w samorządach niby-chłopskie PSL. A teraz w politycznym menu pojawiło się jeszcze danie dla wyborców bardziej konserwatywnych obyczajowo, a zarazem liberalnych gospodarczo: Polska Razem. Tyle że wedle koncepcji Adama Szejnfelda to tylko oboczność. Zresztą niejednokrotnie odnoszę wrażenie, że SLD i TR jeszcze bardziej niż PO obawiają się powrotu PiS-u do władzy. A Polska Razem, choć korzysta z antyplatformerskiej retoryki, zgromadziła na swoim pokładzie dość byłych „cierpiących PiS-owców”, którzy dziś szczerze nie lubią tej partii, żeby bardzo skrupulatnie uderzać w antypisowskie struny, gdy zajdzie taka konieczność.

Gowin: produkt III RP

Rzecz jasna, dopiero twardy wynik wyborczy pozwoli określić rzeczywisty zasięg możliwości zarówno formacji opozycyjnych, jak i partii rządzącej. Zarówno SLD, PSL, TR, jak i PR muszą sprytnie lawirować między dwoma silniejszymi ugrupowaniami. Między partią Leszka Millera i ugrupowaniem Janusza Palikota toczy się zdecydowana walka o elektorat socjalny i obyczajowy, który z różnych względów nie jest zainteresowany głosowaniem na PO czy PiS. Walka idzie tutaj na noże, co pokazała niedawna sejmowa pyskówka między nestorem postkomunizmu a specjalistą od świńskich ryjów. Z kolei Polska Razem będzie próbowała zdobywać głosy na obrzeżach elektoratu PO i PiS, licząc zapewne na zmęczenie części wyborców sporem między tymi ugrupowaniami. Warto zatem konsekwentnie przypominać Polakom, że Jarosław Gowin nie spadł z księżyca... Bo niedawny minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska liczy pewnie na krótką pamięć wyborców. Oby spotkało go gorzkie rozczarowanie.

Krzysztof Wołodźko jest dziennikarzem „Nowego Obywatela”
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko