Ostatnie skandale korupcyjne dowodzą, że hasło „modernizacji", którym od 2007 r. mamią wyborców politycy PO, posłużyło rządzącej klice do zbudowania potężnego aparatu urzędniczego opartego na nepotyzmie, biurokratycznych procedurach i wszechogarniającym łapownictwie.
Na czym polega różnica między działaniami Weroniki Marczuk a ustawianymi przetargami w MSZ-ecie? Dlaczego telefony Sobiesiaka do Chlebowskiego należy zaliczyć do innej kategorii „interesów" niż wydanie przez Ministerstwo Sportu 5 mln zł na komercyjny koncert Madonny? Czym różni się afera Rywina od afery w Warmińsko-Mazurskiej Agencji Rozwoju Regionalnego (WMARR), gdzie przyznawano dotacje unijne w zamian za łapówki?
Pierwsze z tych spraw – prywatyzacja, zmiany w prawie na telefon, pieniądze za przepchnięcie ustawy – nie różnią się niczym od przekrętów z lat 90., choćby z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Tymczasem afery, o których głośno było w ciągu ostatnich kilku miesięcy, to świadectwa nowej epoki w kryminalnej historii III RP.
Hasło na nowe czasy
Jeszcze dwadzieścia lat temu włoska mafia (a raczej mafie) gros swoich dochodów czerpała z handlu narkotykami, przemytu broni i ze zbierania haraczy. Dziś głównym źródłem zysków gangsterów z Italii stały się wyłudzane dotacje unijne, dopłaty do gospodarstw rolnych i nieistniejących upraw oraz państwowe przetargi. Podobne przeobrażenie przeszła niedawno kamaryla skupiona wokół głównych partii okrągłostołowych. O ile jednak włoska mafia – od dekad wrośnięta w społeczeństwo – nie potrzebowała moralnego, a przede wszystkim politycznego uzasadnienia swojej metamorfozy, o tyle układowi III RP było ono do zawłaszczenia kluczowych struktur państwa wręcz niezbędne.
Taką legitymacją uprawniającą do wprowadzenia zmian – które miały przynieść nieznane dotąd profity urzędnikom, przedsiębiorcom i politykom zaprzyjaźnionym z partią rządzącą – stało się właśnie hasło „modernizacji" kraju. Choć Donald Tusk wykorzystywał je już podczas zwycięskiej kampanii wyborczej w 2007 r., nie straciło ono w szeregach PO popularności. Ostatnio użył go Radosław Sikorski po październikowym referendum w Warszawie, stwierdzając: „Cieszy, że Polacy znowu poparli modernizację". Słowem tym uzasadnia się za rządów PO niemal wszystko: wielkie projekty infrastrukturalne, kosztowne Euro 2012, informatyzację administracji publicznej i budżetówki, przetargi publiczne na organizowanie kampanii reklamowych i wizerunkowych, oparcie rozwoju ekonomicznego na rozdawnictwie funduszy unijnych, wreszcie zbiurokratyzowanie naturalnego procesu konkurencji gospodarczej. W biznesie nie wygrywa dziś bowiem sprawniejszy przedsiębiorca, lecz osoba umiejąca lepiej wypełniać wnioski lub mająca odpowiednie kontakty w lokalnej agencji rozwoju regionalnego.
Trzeba powiedzieć wprost: jedynym realnym efektem „modernizacji" było zbudowanie potężnego aparatu urzędniczego, opartego na nepotyzmie, zawiłych procedurach i wszechogarniającym łapownictwie. A także – co nie jest bez znaczenia – obracającego kolosalnymi pieniędzmi.
Aby nie być gołosłownym: w wymienianej przeze mnie już wcześniej aferze Rywina chodziło o łapówkę w wysokości 17,5 mln dol., czyli ok. 60 mln zł. Dla porównania: 66 mln zł zapłacił niedawno prywatnej firmie dolnośląski urząd marszałkowski za stworzenie... strony internetowej promującej województwo. Sprawa ta – w przeciwieństwie do afery Rywina, która doprowadziła do całkowitego przemeblowania polskiej sceny politycznej – nie zyskała nawet lokalnego rozgłosu.
Raj dla łapówkarzy
Pewnym wytłumaczeniem ciszy wokół skandalicznej decyzji śląskich urzędników jest fakt, że prawdopodobnie wszystko odbyło się tam zgodnie z obowiązującymi procedurami, a za jedyny dowód ewentualnego przestępstwa mógłby posłużyć filmowy zapis wręczania łapówki (choć w sprawie Sawickiej i to nie wystarczyło). To wspólna cecha wielu innych współczesnych afer, np. opisywanej w „Gazecie Polskiej" sprzedaży Małopolskiej Sieci Szerokopasmowej prywatnemu inwestorowi za 2,5 mln zł (dzień przed transakcją sprzedający, czyli zarząd województwa, zagwarantował jej finansowanie w wysokości 64 mln zł).
Ale przykład przetargu na Dolnym Śląsku jest charakterystyczny także z innego powodu: ukazuje bezmierną zuchwałość władzy w marnowaniu na „modernizację" gigantycznych środków publicznych.
Na przykład w sprawie spółki Cam Media, która w ostatnich pięciu latach otrzymała od rządu zlecenia warte ponad 50 mln zł, razi najbardziej sam fakt wydawania przez ministerstwa pieniędzy (zwłaszcza takich kwot) na promocję i obsługę reklamową, a nie to, że wiceszefem firmy jest znajomy Sławomira Nowaka. Niestety, resorty centralne to tylko wierzchołek góry lodowej: dziś przetargi na „nowoczesne" kampanie promocyjne organizuje nawet gmina Inowłódz, strefa gospodarcza gminy Olszewo-Borki czy Sądeckie Wodociągi (które – to nie żart – w ramach „promocji rozbudowy kanalizacji" chcą zamówić u prywatnej firmy reklamowe misie, walizkowe zestawy do grilla, 300 parasoli, damskie skórzane portfele, a nawet przenośne komplety podróżne do butów).
Oczywiście jeszcze większe kwoty trafiają na konta właścicieli firm „modernizujących" Polskę w ramach projektów infrastrukturalnych. Budowa nikomu niepotrzebnych stadionów za miliardy złotych, przepuszczanie państwowych funduszy przez państwowe molochy inwestycyjne rodem z PRL-u (powołana właśnie spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe SA), informatyzacja administracji publicznej (której, o dziwo, towarzyszy zwiększanie liczby urzędników) oraz walka z tzw. wykluczeniem cyfrowym (w Małopolsce prowadzić ją będzie za unijne dotacje firma byłego esbeka, eksposła PO oraz syna Lwa Rywina) – to eldorado dla polityków, oficjeli i biznesmenów o lepkich palcach.
Walka o przetrwanie układu
Jeszcze do niedawna większość społeczeństwa przymykała oczy na towarzyszące „modernizacji" marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Wynikało to z prawdziwej wiary w to, że miliardy euro z Unii – nawet częściowo rozkradane – przyczynią się do poprawy warunków życia. Fiasko projektów „modernizacyjnych" widoczne jest już jednak gołym okiem: bezrobocie wzrosło, konkurencyjność polskiej gospodarki jest niska, stan infrastruktury kolejowej i drogowej woła o pomstę do nieba. Nie ma nawet zapowiadanego po Euro 2012 boomu turystycznego i sportowego.
I właśnie to rozczarowanie, w którym utwierdzają Polaków coraz głośniejsze doniesienia o rozmaitych nieprawidłowościach, przekłada się w ostatnich miesiącach na gwałtowny spadek poparcia dla PO. Trzeba jednak pamiętać, że rząd Tuska (i cała Platforma Obywatelska) walczy nie tylko o polityczne przetrwanie, ale i o zachowanie – przynajmniej na kilka najbliższych lat – kontroli nad dystrybucją ogromnych funduszy z Unii oraz z budżetu. To na nich pasożytuje bowiem symbiotyczny układ władzy oraz uzależnionych od niej urzędników i łapówkarzy. Konieczność kontynuowania „modernizacji" będzie więc aż do samego końca PO zarówno hasłem wyborczym tej partii, jak i realnym spoiwem jej zaplecza.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Grzegorz Wierzchołowski