Atak europejskich, zwłaszcza niemieckich, ekonomicznych i ideologicznych grup interesu na premiera Viktora Orbána, dążącego do reformowania węgierskiej wersji postkomunizmu, każe zastanowić się nad realnym stosunkiem Unii do Polski.
Prof. Andrzej Zybertowicz zwrócił uwagę na paradoksy postkomunizmu wiążące się z jego otwarciem na Zachód. Otóż obcy kapitał przybyły do Polski nie wzmacniał sił demokratycznych, gdyż te nie dysponowały żadnymi zasobami, ale zwrócił się ku bezpiece jako partnerowi. Kapitalizm i własność nie były więc lekarstwem na komunizm. Z wolnego świata za to przybyła przede wszystkim ideologia lewicowa wraz ze swoimi dewiacjami, osłabiając rodzimy antykomunizm i społeczeństwo tradycyjne.
Konsekwencja pierwsza
Kręgi polityczne zainteresowane budową państwa europejskiego lub luźniejszej federacji z centrum w Niemczech również będą podtrzymywały system oligarchiczny w Polsce.
W ich interesie jest bowiem, by rządy sprawowały elity posłusznie wykonujące wszelkie polecenia i gwarantujące, że Polska będzie rynkiem zbytu dla produkcji niemieckiej, nie stworzy konkurencji oraz dostarczy Zachodowi materiału ludzkiego dla zażegnania ich kryzysu demograficznego. Alternatywą byłoby bowiem samobójcze dla Zachodu korzystanie z przyrostu ludności muzułmańskiej.
Dlatego najlepszym partnerem dla Zachodu w Polsce jest partia bezideowa, korporacja złodziei, dla której interes państwa i narodu nie istnieje. Rozkradanie pomocy unijnej jest ceną pozorną, gdyż związane z tym koszty i tak spłaci społeczeństwo. Rozprzestrzenianie się struktur mafijnych na Zachód powstrzyma niemiecka policja, interweniując w Polsce. Posłuszeństwo elit można opłacić dość nisko, zwłaszcza świata akademickiego. Są stanowiska unijne, na których politycy wiernie odegrają rolę marionetek, sprawdzając jedynie stan swoich kont. Naukowcom i dziennikarzom wystarczą niemieckie granty.
Za to śmiertelnym zagrożeniem dla interesów niemieckich byłoby dojście do rządów, a następnie do władzy autentycznych elit, zarówno politycznych, jak i uniwersyteckich, które kierowałyby się interesem kraju, a nie dążeniem do objęcia stanowisk unijnych. Stąd np. zaangażowanie fundacji niemieckich w wyborach 2007 r., gdy nagle zaczęły się one interesować zwiększeniem frekwencji wyborczej w Polsce.
Konsekwencja druga
Lewicowe dewiacje, promowanie pederastów (tego nowego proletariatu lewicy), negacja cywilizacji europejskiej opartej na chrześcijaństwie oraz promowanie multi-kulti i negacji tradycji narodowej pod pretekstem tolerancji to jeden z głównych towarów eksportowych Unii.
W ten sposób niszczy się twarde tożsamości, rozbija wspólnotę narodową, wywołuje zidiocenie oraz ugruntowuje w danym narodzie kompleks niższości. Ludność gardząca własnym krajem i bez tożsamości jest nie tylko łatwiejsza do zarządzania, ale na emigracji ochoczo ulegnie germanizacji bądź anglicyzacji, by zatrzeć związki z Polską i we własnym mniemaniu dostąpić awansu cywilizacyjnego. Europa postkomunistyczna już stała się lekarstwem na kryzys demograficzny Zachodu. Szacunkowo można przyjąć, że z krajów wasalnych, byłej Jugosławii i republik zachodniosowieckich wyemigrowało ok. 10 mln ludzi.
Jeśli ludność Polski spadnie poniżej 30 mln, utracimy na zawsze możliwości rozwoju jako naród, gdyż w praktyce w całości wyjedzie kilka młodych roczników. Oznaczać to będzie również utratę ludzi zdolnych do podejmowania ryzyka i przedsiębiorczych. Ich udział w każdym społeczeństwie waha się od 10 do 15 proc. Nie tylko utracimy potencjał innowacyjności, ale również buntu, czyli nie będzie już żadnych sił zdolnych do przeprowadzenia lub nawet pragnących zmian w Polsce.
Pułapka antyunijna
Widząc poparcie Unii dla polskiego Ubekistanu i jej walkę z próbami zbudowania ustroju demokratycznego zarówno w Polsce, jak i w regionie, widząc dominujący na kontynencie interes gospodarczy Niemiec, wielu popada w skrajność i proponuje wyjście z Unii, albo nawet wspólną z Rosją krucjatę cywilizacyjną przeciwko dewiacjom szerzącym się z Zachodu. Jest to śmiertelny błąd, ponieważ poza Unią stanęlibyśmy sami wobec Rosji. Nie możemy zapominać, że Unia gwarantuje nam pewne korzystne zabezpieczenia wspólnotowe (przykład tego mieliśmy, gdy Komisja Europejska zablokowała skrajnie korzystną dla Gazpromu umowę, którą chciał z Rosją podpisać polski rząd). To, że Polska z nich nie korzysta – to wina wyborców, którzy wciąż nie zdecydowali się wstać z kolan i wybrać sił politycznych zdolnych do obrony interesu Polski. Tymczasem Rosja jest dla naszego kraju znacząco większym niebezpieczeństwem niż Unia. Utrzymywanie systemu oligarchicznego w Polsce jest z punktu widzenia rosyjskiego interesu imperialnego podwójnie konieczne, gdyż uniemożliwia rozwój kraju, a więc likwiduje możliwość jego uniezależnienia się i prowadzenie własnej polityki oraz pozwala na jego eksploatowanie poprzez opanowanie sektora energetycznego.
Zależność od Rosji oznacza przejmowanie od niej panującego tam systemu mafijnego, bezprawia i stosunków społecznych o wiele groźniejszych niż aktualna rodzima oligarchia. Kuszenie wspólnym „frontem antydewiacji" jest jedynie sprytną manipulacją dla „tonących, którzy chwytają się brzytwy". Chodzi o to, by Moskwa nie miała w Polsce żadnych sojuszników.
Polityka czynu
W walce z Ubekistanem i przy budowie własnego państwa będziemy musieli zmierzyć się nie tylko z rosyjską agenturą, postsowieckimi elitami oraz wyhodowaną w III RP, pozbawioną pamięci i tożsamości ludnością, ale także z ich zachodnimi sojusznikami i sponsorami.
Czynniki europejskie są tchórzliwe i pozbawione woli, uginają się przed siłą, same niezdolne do działania. Dlatego naszą strategią powinien być atak. Zachód, stojąc wobec alternatywy: kłopoty z Polską lub święty spokój za cenę tolerancji dla naszej rewolucji, wybierze drugie rozwiązanie. Racje moralne, apele i użalanie się nad własnym losem nikogo nie interesują, tylko siły gotowe bronić danych interesów, ich determinacja i wola walki.
Zamiast padać na kolana przed groźbami Berlina i Brukseli, należy samemu wysunąć żądania i nie przejmować się jazgotem unijnych popleczników. Jeżeli w perspektywie chcemy osiągnąć kompromis, musimy pokazać, że koszty walki z nami, np. ryzyko naszego uderzenia w interesy korporacji zachodnich, są nieopłacalne.
Małe kraje nie odważą się na opór, jeśli nie zobaczą ośrodka przywódczego zdolnego do odparcia ataku, a zatem nie czekanie, tylko dawanie przykładu może przysporzyć nam sojuszników. Musimy przejść do aktywnej polityki wewnątrz Unii, wygrywając sprzeczności francusko-niemieckie czy angielsko-niemieckie. Bez Polski jako ośrodka krystalizującego opór w regionie rządy podejmujące jego próby będą zdane na Rosję, jak obecnie Węgry.
Jedną z podstaw strategii ekspansywnej powinna być korzystająca z poparcia państwa polityka historyczna, która będzie spajała Polaków, dawała im siłę i poczucie wartości, ale nie będzie antagonizowała nas z sąsiadami. Trzeba też związać z krajem i jego interesami miliony emigrantów.
Źródło naszej siły musi być w kraju, inaczej nie będziemy mieli siły przeciwstawienia się agresji zewnętrznej. Dlatego podstawą musi być zdrowa gospodarka i instytucje oraz świadomość i płynące z tradycji poczucie własnej wartości. Wola czynu, a nie uległość rozstrzygnie o przyszłości naszego kraju i regionu.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jerzy Targalski