PO chce bronić się nie tylko w zaprzyjaźnionych mediach, ale też tam, gdzie oddała pole środowiskom opozycyjnym – w internecie. Zalew memów, kpin i tysięcy krytycznych wpisów to zjawisko, z którym PO zupełnie sobie nie radzi.
Propagandystów PO w sieci jest po prostu mniej niż zwykłych internautów, a bez umiejętności Kuźniara czy Wrońskiego trudno bronić jedynie słusznej partii. Ale właśnie władze PO zarządziły kontrofensywę w internecie. Instrukcji, jak działać, udzielał nawet ostatnio powiatowym działaczom sam premier. Nie wiem, ile dziś PO płaci im za wpisy na forach – kiedyś, jak ujawnił to duet Mazurek–Zalewski, było to kilkadziesiąt groszy. Nie twierdzę, że każdy z pojawiających się wpisów broniących rządu i wściekle atakujących opozycję jest opłacany, ale ich ewentualny nagły wzrost będzie sugerował, że przynajmniej część z nich może być pracą zleconą. Wypada więc przestrzec działaczy PO zajmujących stanowiska w administracji, że każdy wpis zostawia ślad. Jeśli używają służbowych komputerów i „hejtują” w godzinach urzędowania, niechybnie będzie skandal. Jeśli nie „Codzienna”, to internauci odnajdą ich i opiszą.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka