Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

​Wyczekiwany desant Tuska

Kłopotem PO jest jej lider. Wobec wciąż rosnącego niezadowolenia Donald Tusk powinien ustąpić ze stanowiska premiera. Ten najbardziej oczywisty manewr ratunkowy jest jednak dla PO niewykonalny. Premier słusznie boi się politycznego niebytu.  

Kłopotem PO jest jej lider. Wobec wciąż rosnącego niezadowolenia Donald Tusk powinien ustąpić ze stanowiska premiera. Ten najbardziej oczywisty manewr ratunkowy jest jednak dla PO niewykonalny. Premier słusznie boi się politycznego niebytu.
 

Znamy to dobrze z niedawnej historii. Dokładnie tak samo zachowywał się lider SLD Leszek Miller, który po aferze Rywina nie był w stanie przez wiele miesięcy ustąpić ze stanowiska premiera, mimo czytelnych sygnałów, że takie przełamanie kryzysu mogłoby ratować ówczesny obóz władzy. Problemem Millera było nie tyle kurczowe trzymanie się stanowiska, ile strach, że nie ma dokąd odejść. Ustąpienie szefa rządu i potem lidera SLD oznaczało – historia pokazała, że słuszny był ten lęk – kilkuletni polityczny niebyt.

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?

Ta sama obawa – „co dalej, gdy ustąpię?” – towarzyszy dziś premierowi Donaldowi Tuskowi. Wystarczy pomyśleć tylko, jaka może być pozycja obecnego premiera, gdy pozbawiony zostanie obecnego anturażu władzy. Gdy z szefa partii przeistoczy się w „zwykłego Tuska”, gdy nawet koledzy partyjni zaczną swobodnie i bezkarnie mówić to, co o nim myślą, podczas gdy obecnie wypowiadają się w mediach jako „anonimowi rozmówcy z PO”. Osobisty autorytet lidera zsunął się już dawno równie gwałtownie, co notowania partii w sondażach. Upadek może być więcej niż bolesny.

Tusk nie może zatem ot tak ustąpić ze stanowiska premiera – dla dobra PO, utrzymania rządów PO–PSL, odrobienia strat. Dziś jeszcze nie boi się odpowiedzialności prawnej za lata swoich rządów, bo to, jak dotąd w systemie III RP, pozostawało bezkarne bez względu na czyny. Ale nie może odejść, bo stanie się nikim. Bo wokół siebie nie ma już żadnej zgranej drużyny w partii, która dawałaby mu oparcie. Jest sam. Odejście z funkcji premiera, ta osobista przegrana, może oznaczać, że zacznie wywoływać uśmieszek politowania, jak nie przymierzając dziś postać Tomasza Arabskiego.

Nie pomogą kosmetyki

Zeszłotygodniowe sondaże CBOS czy TNS Polska potwierdziły dobitnie trend sygnalizowany już kilka tygodni wcześniej. PiS prowadzi, i to już zdecydowanie. To przełamanie ważnej psychologicznej bariery – dotąd propagandyści przekonywali Polaków, że PO nie ma z kim przegrać, a za PiS-em stoi tylko sfrustrowana mniejszość. Ta jednomyślność ośrodków badawczych, poparta badaniami prof. Janusza Czapińskiego (który, jak przystało na eksperta władzy, ujawnił je najpierw na zamkniętym spotkaniu partii rządzącej, ostrzegając, że może ona przegrać wybory) jest jednoznaczna. Nie pomogą żadne kosmetyczne zmiany, Polacy mają dość rządów Donalda Tuska. Wymiana kilku ministrów czy objazd Polski tuskobusem nie oznaczają zmiany, jakiej oczekują. Zamiany rządów chłopców w krótkich spodenkach na te poważne.

Nie jest pewne, czy o tym właśnie mówi Grzegorz Schetyna, gdy w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wieści: „Jeśli nastąpi zmiana w PO, jeśli będzie mobilizacja i nowe otwarcie jesienią, to możemy wygrać kolejne wybory. Mamy jeszcze dwa lata”. Być może Schetynie zależy tylko, by Donald Tusk był zmuszony dokooptować go do rządu i ścisłego otoczenia i jak niegdyś „razem” rządzić PO. To słowo „razem” były najbliższy współpracownik premiera mocno podkreśla, ale chyba naiwnością byłoby ze strony Tuska w to wierzyć. Walka w PO toczy się ostro, obaj politycy wiedzą, że prędzej czy później na szczycie partii pozostać może tylko jeden z nich. Z drugiej jednak strony, nie można odmówić im obu instynktu samozachowawczego – być może, gdy Schetyna mówi o tym, że trzeba być „patriotą PO”, daje sygnał, że gotów jest do zawieszenia broni w walce z Tuskiem. Na własnych warunkach. Stawką jest, być może, powrót do rządu.

Lista Stankiewicz i lista Merkel

Tyle że, jak już napisałam, tasowanie postaci w gabinecie Tuska niczego nie zmieni. Musi odejść sam premier. Trochę wygląda na to, że historia mimochodem, ale twardo, egzekwuje dymisję kolejnych osób z listy utworzonej przez Ewę Stankiewicz po katastrofie smoleńskiej. Ewa domagała się wtedy, pod namiotem na Krakowskim Przedmieściu, odejścia osób współodpowiedzialnych za zaniedbania przed i po katastrofie. Z tej listy w rządzie zostali już tylko Radek Sikorski i Donald Tusk. Ani Klicha, ani Kopacz, ani Arabskiego już nie ma.

Jednak bez znalezienia dla lidera PO odpowiedniego miejsca do odejścia wymiana premiera i rządu, która mogłaby fatycznie ratować Platformę i stworzyć wyborcom wrażenie nowego otwarcia, nie uda się. Ani Schetyna, ani nikt inny nie jest jeszcze na tyle silny, by po prostu obalić Tuska. A znaleźć dlań stanowisko, by sam zechciał odejść, nie jest łatwo.
Wprawdzie komisarz europejski Janusz Lewandowski mówi zatroskanej o Tuska „Gazecie Wyborczej”: „Widzę w Europie duży niepokój, co zamiast Tuska. To jest niepokój o wynik wyborów” – wcale nie oznacza to, że ci najbardziej zaniepokojeni będą w stanie zapewnić na tyle bezpieczną zmianę polityczną w Polsce, by wszystko pozostało tak, jak tego oczekują. Głosy o tym, że Donald Tusk może mieć szanse na stanowisko szefa Komisji Europejskiej w przyszłym roku, są sondowaniem, czy w ogóle postać Tuska może być brana pod uwagę, gdy idzie o prestiżowe stanowiska w Unii. Bo szefem KE obecny premier mógłby pewnie zostać tylko wtedy, gdy największe państwa europejskie zgodziłyby się na obniżenie statusu tego stanowiska, a także na jeszcze większą dominację Berlina w podejmowaniu decyzji w ramach UE. Polski premier jest w Europie postrzegany jako asystent niemieckiej kanclerz i tylko w tym kontekście można patrzeć na perspektywy jego europejskiej kariery. Od tego, jak wysoko kandydatura lidera PO umieszczona jest na liście Angeli Merkel, zależy więc przyszłość… Platformy.

Interesy w kondominium

Można przypuszczać, że państwom, którym zależy na utrzymaniu obecnego typu rządów w Polsce, może zależeć, jeśli chodzi o losy lidera PO, na happy endzie, i Donald Tusk powinien otrzymać upragniony awans. Wówczas zmiana starego rządu na nowy, równie „europejski”, mogłaby nastąpić bez przeszkód i nowe otwarcie być może zatrzymałoby gwałtowny spadek poparcia obozu władzy. Przeszkodą jest jednak kalendarz. Lider PO będzie mógł umknąć z Polski na stanowisko w Europie dopiero w przyszłym roku. Do tego czasu musi trwać. To, że ze szkodą dla nas wszystkich – to jasne i wielokrotnie opisane. To, że ze szkodą dla własnej partii, dla członków zdaje się chyba także coraz bardziej oczywiste. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka