Idealna podmiana tematów
To, co zrobiono z wypowiedzią Jarosława Gowina na temat ludzkich zarodków, jest mistrzostwem w manipulacji emocjami. Ostrzeżenie przed groźnymi zjawiskami związanymi z przemysłem in vitro przekształcono w antyniemieckie wystąpienie szalonego polityka
Kilkanaście dni temu do poznańskiej prokuratury wpłynęło doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. W jednej z poznańskich klinik okulistycznych (a do niedawna także in vitro) przechowywany był bowiem pojemnik z zamrożonymi zarodkami. Jednak w pewnym momencie przestano do niego zamawiać ciekły azot, niezbędny, by zarodki nie umarły. Po jakimś czasie nowy dyrektor kliniki postanowił skierować sprawę do sądu, by ten rozstrzygnął, czy brak azotu nie jest przestępstwem polegającym na spowodowaniu uszkodzenia ciała poczętego dziecka lub rozstroju zdrowia, zagrażającemu jego życiu.
Embriony i Mengele
I właśnie do tej historii, która dowodzi, że wbrew zapewnieniom liderów przemysłu zapłodnienia in vitro w Polsce zarodki wciąż giną, odniósł się minister Jarosław Gowin w TVN24. Mówił o tym, że w tej klinice mogły zginąć tysiące zarodków. I podkreślał: - Nie mamy żadnych gwarancji, że nie dochodzi do handlu polskimi embrionami. Co więcej, możemy powiedzieć, że dokonuje się na nich rozmaitych eksperymentów naukowych, które z reguły prowadzą do uśmiercenia tych embrionów. W Niemczech nie wolno przeprowadzać eksperymentów na embrionach niemieckich, dlatego importuje się je do tego celu z zagranicy, w tym także z Polski.
Media odczytały słowa Gowina jako niewybredny atak na Niemcy, przeciw któremu zaprotestowała nawet ambasada niemiecka.
- To nasuwa analogie z eksperymentami z czasów II wojny światowej przeprowadzanymi np. przez Josefa Mengele - oznajmił na falach Radia Tok FM prof. Paweł Łuków. I właśnie to skojarzenie wystarczyło profesorowi, by przestał się zajmować meritum, czyli problemem, czy ludzie na zarodkowym etapie rozwoju rzeczywiście są przeznaczani do takich eksperymentów, czy też nie. Zresztą nikt specjalnie zajmować się tym problemem nie chciał.
Minister ma rację
Dlaczego? Odpowiedź jest niestety prosta. Otóż każdy, kto ma minimalne choćby pojęcie o tym rynku, wie, że zarodki rzeczywiście bywają sprzedawane. Czasem parom, które sobie tego zażyczą, a czasem do rozmaitych badań. Nie jest także tajemnicą, że część z tych eksperymentów niszczy zarodki. Od takiego braku szacunku dla ludzkiego życia w jego początkowej fazie już tylko krok do handlu ludźmi i przekazywania ich do badań naukowych. Niestety takie rzeczy dzieją się na całym świecie, nie ma zatem powodów, by niekontrolowany przez nikogo i napędzany pragnieniem zysku za wszelką cenę przemysł in vitro w Polsce był wolny od tych patologii.
Wiarygodnie brzmią też zapewnienia ministra o tym, że część zarodków może trafiać do Niemiec. Wbrew temu, co twierdzą media, rzeczywiście jest tak, jak stwierdził Gowin - w Niemczech nie można przeznaczać zarodków niemieckich do badań, ale o innych prawo nie wspomina. A przecież na całym świecie część skomplikowanych badań genetycznych rzeczywiście przeprowadza się na ludzkich zarodkach. Jeśli więc nie można pozyskać ich w kraju, często sięga się po zasoby zagraniczne. A Polska, w której nie ma zapisów prawnych chroniących godność zarodków ludzkich, jest wręcz rajem dla ośrodków szukających zarodków do badań.
Przemysł in vitro
Takich ośrodków zaś jest coraz więcej i - jak podkreśla ks. prof. Tadeusz Biesaga w rozmowie z Frondą.pl - nikt ich nie kontroluje. - Zagraża nam to, że nie będziemy nawet wiedzieli, czy bioprodukty z embrionów ludzkich znajdują się w napojach, pożywieniu, lekach czy kosmetykach. Brak jest bowiem kontroli nad wytwarzaniem embrionów ludzkich, a także nad liniami hodowli pochodzących z nich komórek macierzystych. Dlatego w pierwszej kolejności należałoby wprowadzić zakaz wytwarzania embrionów ludzkich oraz skrupulatnie kontrolować, do czego komórki macierzyste pochodzenia embrionalnego są wykorzystywane np. w przemyśle - podkreśla etyk.
Niestety, zamiast zająć się rozwiązaniem tego problemu czy choćby rzetelnie go przedstawić opinii publicznej polskie media poświęciły czas na roztrząsanie rzekomej antyniemieckości ministra Gowina i tego, jak jego insynuacje mogą zaszkodzić przemysłowi in vitro. A wszystko dlatego, że zamiast mediów mamy piarowskie przybudówki gigantycznego przemysłu in vitro...