Znak papieża Franciszka
Wybór Jorge Bergoglio z „końca świata” na papieża, który przyjął imię Franciszka, biedaczyny z Asyżu, to ważny znak nie tylko dla Kościoła, ale i dla całego świata. A także dowód na to, że żywy Kościół wciąż będzie nas i świat zaskakiwał.
Setki godzin analiz, miliony zapisanych słów (wcale nie zawsze w złej woli) wskazywały, że to konklawe będzie długie i ciężkie, i że w jego wyniku otrzymamy papieża administratora, który zrobi porządek w Kurii Rzymskiej i mocną ręką zreformuje zaniedbane struktury. Ale Duch Święty poprowadził kardynałów w zupełnie innym kierunku i zamiast wykoncypowanego i wymarzonego przez media papieża dał człowieka, który z miłości do ubogich przybiera imię Franciszek i który jest, co przyznają już teraz wszyscy, przede wszystkim duszpasterzem, kimś bliskim ludziom, żyjącym z nimi ich życiem. Konklawe tym samym uznało, że Kościół – mimo wszystkich jego problemów – oraz świat potrzebują przede wszystkim pasterza, a nie zarządcy czy administratora.
Ojciec Jorge
I właśnie ten pasterski i ludzki wymiar katolickiej posługi kardynała Jorge Bergoglio widać już na pierwszy rzut oka. W dniu wyboru, po wyjściu na balkon Bazyliki św. Piotra w Watykanie, nowy papież przywitał się z ludźmi prostym „buona sera” (dobry wieczór), a potem – latynoskim zwyczajem – przed błogosławieństwem poprosił ich o modlitwę za siebie. Ten niezwykle prosty i bezpośredni gest ukazał jego skupioną na modlitwie i duchowości osobowość. Uświadomił nam także, jaki to będzie pontyfikat: modlitewny, skupiony, a jednocześnie do bólu normalny, ludzki, bliski sprawom zwyczajnych ludzi.
Te same atrybuty cechowały zresztą już posługiwanie kard. Jorge Mario Bergoglio w Buenos Aires. Jako arcybiskup kardynał mieszkał w skromnym mieszkaniu, a nie w pałacu arcybiskupim, jeździł autobusem, a nie limuzyną, a dla wiernych był po prostu ojcem Jorge. Taki był jako metropolita Buenos Aires papież Franciszek. I już pierwsze słowa nowego Ojca Świętego pokazały, że pod tym względem nic się nie zmieni. „Zdaje się, że kardynałowie znaleźli papieża na końcu świata” – mówi o nim wiele, a prośba o modlitwę nie tylko za siebie, ale i za poprzednika pokazuje jego wielkość. Jest to także mocne nawiązanie do postawy i słów błogosławionego Jana Pawła II, z którym łączy papieża Franciszka nie tylko „pochodzenie z dalekiego kraju”, ale także brak związków z Kurią Rzymską i silne połączenie w pracy z jedną diecezją (u Jana Pawła II był to Kraków, u Franciszka Buenos Aires).
Głos proroka
Ale ten skromny – co potwierdzają wszyscy ludzie, którzy go znają – i niezwykle duchowy człowiek potrafi też walczyć, gdy chodzi o rzeczy najważniejsze. I nie cofa się w takich sytuacjach przed mocnymi, jednoznacznymi słowami. Tak było, gdy bronił instytucji małżeństwa w Argentynie. – Nie bądźmy naiwni, nie mówimy po prostu o walce politycznej, to są niszczycielskie pretensje skierowane przeciw planowi Boga – mówił, gdy władze Argentyny chciały wprowadzić do ustawodawstwa możliwość małżeństwa osób tej samej płci. – Nie mówimy o zwykłych przepisach, ale o machinacjach ojca kłamstwa, który chce zwodzić dzieci Boże – uzupełniał.
Kardynał Jorge Mario Bergoglio przestrzegał także przed prawnym umożliwieniem adopcji dzieci przez pary homoseksualne. I wprost możliwość tę określał mianem dyskryminacji i krzywdy dzieci. I dlatego przypominał, że Argentyna w takiej sytuacji potrzebuje „specjalnej pomocy Ducha Świętego, aby umieścić światło prawdy wśród ciemności błędu, aby bronić nas przed zwiedzeniem przez sofistykę, która jest próbą uzasadnienia tej ustawy”. Jako metropolita znany był z mocnego zaangażowania pro-life, wspierania organizacji umacniających rodzinę i rozwój sieci parafialnej. W swoich książkach kard. Jorge Mario Bergoglio ostro krytykował aborcję. Gdy w 2006 r. władze Argentyny próbowały zalegalizować ten proceder, on zdecydowanie się temu sprzeciwił, także nie bojąc się używać mocnych słów i określeń. Aborcję nazwał „wyrokiem śmierci na nienarodzone dzieci”. I podkreślał, że nie wolno skazywać na taką karę dzieci poczętych w wyniku gwałtu czy upośledzonych. W dokumencie poświęconym Eucharystii nowy papież przypomniał, że do komunii świętej nie mogą przystępować osoby, które opowiadają się przeciwko życiu, są za aborcją, eutanazją czy popełniają poważne przestępstwa przeciw rodzinie.
Te słowa sprawiły, że choć prezydent Argentyny pogratulowała Franciszkowi wyboru, to jednocześnie określiła go w depeszy gratulacyjnej „panem”. I to w pewnym stopniu także zbliża Franciszka do Jana Pawła II. Obaj walczyli z lewicową (ale i prawicową) władzą o prawa człowieka...
Kierunek Kościoła
Franciszek jest zakonnikiem, jezuitą, człowiekiem z Ameryki Łacińskiej. Każdy z tych faktów jest ważny dla zrozumienia znaku, jakim jest dla nas nowy papież. Kardynałowie zdecydowali się pokazać, że Kościół jest żywy i że już nie w Europie bije jego serce. Teraz to Ameryka Łacińska, Afryka czy Azja są centrum chrystianizmu. I w Europie trzeba się z tym pogodzić. Sięgnięcie po zakonnika to także ważny znak. Kościół często odwoływał się do zakonników, gdy nadchodziły dla niego ciężkie czasy. I wiele wskazuje na to, że tak jest także obecnie. Papież Franciszek to pierwszy jezuita na tronie papieskim, to także sygnał potrzeby przywrócenia ducha św. Ignacego Loyoli, ducha walki o prawdę i wierność Ewangelii. A jego imię to przypomnienie, jak ważny jest franciszkański duch dla Kościoła. Chodzi jednak nie tylko o ubóstwo, choć papież wyraźnie podkreśla, że to z miłości do ubogich przyjął takie, a nie inne imię, ale także o głoszenie Ewangelii niezależnie od sytuacji i konsekwencji. I wiele wskazuje, że potrzebę przywrócenia takiego właśnie misyjno-duszpasterskiego kierunku uznali kardynałowie prowadzeni przez Ducha Świętego za najlepszy dla współczesnego Kościoła.